czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 17. - Powroty.

Krótki, mało mówiący, ale coś mi się wydaje, że nie skończę tej historii za szybko. Kompletnie nie wiem, jak napisać kolejne rozdziały. Mam zakończenie, ale nie wiem jak wypełnić środek, dlatego pytam się was. O czym chcielibyście przeczytać w następnych rozdziałach, bym szybciej mogła je pisać ?
Ponieważ całkowicie wyleciało mi z głowy to co miałam pisać tutaj, niestety to od was będzie zależała dalsza przyszłość tego bloga.


- Słabo mi. - Oświadczyła Elsa, gdy od jakiś trzydziestu minut jechali przez las w stronę Hogwartu. Jack trzymał się z dala od Elsy tak bardzo, jak tylko mu się udawało. Niestety musiał jej pilnować, tak więc musiał spędzać z nią czas w jednym wagonie, co nie podobało się zbytnio Damienowi. Od początku drogi Elsa starała skupić się na lekturze trzymanej na kolanach, ale w wagonie była tak napięta atmosfera, że nie wytrzymała i zamknęła ją jednym sprawnym ruchem. Trudno jej było się opanować by nie krzyknąć z góry na nich, ale powstrzymała się i zdobyła na tę odwagę by zapytać.
- Dobra, o co wam chodzi ? - Warknęła w stronę Damiena i Jacka. Wszyscy zebrani w wagonie popatrzyli na nią.
- O nic. - Jęknął Damien wciąż z wściekłością wypisaną na twarzy.
- Tak, oczywiście. - Warknęła. - Jakbym była ślepa i nie widziała, jak obydwaj na siebie patrzycie.
- Niby jak ? - Zapytał Jack.
- A tak, jakbyście zaraz mieli się pozabijać. - Odparła z wściekłością w głosie.
- Skąd wiesz, czy się pozabijamy ? Może ja ukatrupię go pierwszy ... - Damien wymownie spojrzał na Jacka.
- Taa chciałbyś. - Warknął w odpowiedzi. - Jesteś tak wolny, że prędzej nauczyłbym się malować paznokcie i nie wyjechać poza linię.
Elsa zachichotała mimo woli. Damien spojrzał na nią ostro.
- I ty Brutusie przeciwko mnie ? - Spytał.
- Przepraszam, ale niestety jesteście tacy dziecinni, że trudno mi się opanować.
- Wiesz co ? Mam już dość tego ciągłego udawania, że naprawdę coś do mnie czujesz. - Warknął Damien, po czym wstał z zamiarem wyjścia.
- Przestań. Przecież nic takiego się nie stało. Zachowujesz się jak dzieciak. - Odparła zdziwionym głosem Merida, która jako jedyna odważyła wtrącić się w rozmowę.
- Ja się zachowuję jak dzieciak ? Może i masz rację, ale ten dzieciak potrafi kochać i nie odpuszczać jak niektórzy z nas ... - Popatrzył na Jacka. - ... i nie udaje, że nie rusza go " były ", z którym wciąż tak naprawdę jest. - Tym razem popatrzył z bólem w oczach na Elsę, która nie miała pojęcia jak się zachować po tym wyznaniu.
Po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi wagonu.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co tu przed chwilą właśnie się stało ? - Zapytała Roszpunka, która siedziała tuż obok Jacka, bliżej niż powinna.
- Nie Punzie. - Odparł Jack przejeżdżając sobie rękami po twarzy w akcie załamania. - Po prostu nie ma słów by to opisać. - Wstał i również wyszedł, nie patrząc ani na jedną, ani na drugą blondynkę.
- Ty też masz zamiar wyjść ? - Tym razem głos zabrał Eric, zwracając się w stronę Elsy.
- Czy wyglądam jakbym miała wyjść ?
Przewróciła lekko oczami, otworzyła książkę, odszukała stronę na której wcześniej brutalnie skończyła i ponownie zagłębiła się w lekturze. Inni zebrani w wagonie nawet nie próbowali znów się do niej odzywać, bo widzieli jak bardzo Elsę drażni relacja obydwu chłopców.

***

Wysiedli na stacji. Teraz, gdy do Hogwartu wróciły tylko siódme i szóste klasy, miejsca było sporo. Jedyne co pocieszało ją to to, że ubłagała dyrektora by Anka mogła zostać w Arendelle i nie wracać na ten rok. Nie chciała by młodsza siostra brała udział w bitwie, która może się rozpocząć w każdej chwili.
- Witamy na starych śmietnikach. - Odparł Kristoff, który normalnie powinien skończyć już szkołę, ale bardzo dobrze znał się na zaklęciach i mógł okazać się pomocny.
- Tak, pomyśl tylko, że za niedługo możemy leżeć tu w popiołach. - Warknęła Roszpunka wyprzedzając go.  Jako ostatni na stację wyszli Jack i Damien, którzy trzymali się dystansu. Podeszli do grupy. Nieco dalej stało dziesięć powozów. Zawsze dostawali się takim sposobem do zamku. Elsa spojrzała na stworzenia, ciągnące pojazd i poklepała jednego z testrali po kościstej głowie. Nie wiedziała dokładnie dlaczego, ale widziała je. Nie przypominała sobie jednak, by widziała czyjąś śmierć.  Jechali dosłownie parę minut. Weszli wszyscy przez duże brązowe drzwi i ustawili się w sali. Na samym szczycie schodów stała opiekunka gryffindoru, która była zastępcą dyrektora.
- Wasze pokoje się nie zmieniły. - Odparła suchym tonem mierząc wszystkich wzrokiem. - Wasze rzeczy już tam są. Idźcie  teraz i się rozpakujcie. Kolacja będzie za dwie godziny.
- Wydaje mi się, czy ona zrobiła się nieco milsza ? - Zaśmiał się Czkawka.
- Taa, coś mi się wydaje, że romans z naszym dyrektorkiem trochę ją zmienił. - Odparł Jack a gestem ręki wskazał na usta, po czym zaczął wydawać głupie odgłosy mające na celu pokazanie szkodliwości całowania w tym wieku. - Wiesz, co ? Może w zamian na pocałunek, dasz mi posadę dyrektorki kochasiu ? - Zaśmiał się przy tym szczerze, a Elsa nie mogła przestać się w to zjawisko wpatrywać. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze usłyszy ten głos. Głos jego wesołości. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy uśmiech na jego twarzy. Był tak piękny, że sama się uśmiechnęła.
- Idziemy ? - Usłyszała tuż przy uchu Damiena.
- Ale gdzie ? - Odparła, bo naprawdę nie wiedziała gdzie miałaby z nim iść, a zwłaszcza teraz.
- No jak gdzie. Do mojego pokoju. - Popatrzył na nią.
- Ale po co ? - Elsa wciąż nie rozumiała o co mu chodzi. Przecież chyba sobie poradzi sam z rozpakowaniem.
- No żebyśmy mogli się rozpakować.
- Czekaj, czekaj. Jak to my ?
- Normalnie. My.
- Mieszkam w pokoju Jacka, o ile dobrze pamiętam.
- Tak, ale to ja jestem twoim chłopakiem. Nie on.
- To nie zmienia faktu, że mieszkam teraz tam. - Odparła chłodno. - Mam już dość twoich scen zazdrości. - Warknęła nieco mocniej, wyminęła go i skierowała się w stronę lochów.
Patrzył się na oddalającą się sylwetkę blondynki, odruchowo zaciskając mocno pięści.

***

- Nie mogę w to uwierzyć ! - Krzyknęła, wychodząc z łazienki. - Znowu mam całą mokrą bluzkę. Wycieram te włosy, a one nadal są mokre !
- Łap ! - Jack rzucił w nią koszulką. 
- Nie mogę wiecznie brać twoich rzeczy. - Zaprotestowała. - W końcu sam za niedługo nie będziesz miał co na siebie włożyć. 
- Nie przesadzaj, przecież wyschnie. Dziwne jest akurat to, że zawsze, gdy daję ci swoją bluzkę, twoje włosy nagle są suche. - Poruszył sugestywnie brwiami. 
- Wypchaj się Frost ! - Warknęła rzucając w niego swoją koszulką, by powiesił ją na kaloryferze. 
Usłyszeli pukanie. Jack poniósł się z łóżka i poszedł otworzyć. W progu stała , Punzie, Damien, Eric i Rebecca. 
- Co wy tu robicie ? - Zapytał bezmyślnie. 
- Gramy w butelkę. - Odparła Rebecca. Wzruszyła ramionami i weszła do środka, nie pytając się o zgodę. Za nią pomaszerowali inni. Z łazienki wyszła Elsa, już w szarej koszulce Jacka.
- Co tu się o cholery dzieje ?! - Wydarł się Damien, gdy zobaczył swoją dziewczynę w tak skąpym stroju i Jacka w samych szarych dresach. 
- Uspokój się. - Podeszła do niego i pocałowała krótko w usta. Grała na dwa fronty. Chciała zobaczyć reakcję Jacka. Chciała zobaczyć, czy nadal będzie o nią walczył, czy po prostu zapomniał już dawno o tym, że mieli być razem, tak jak jej obiecał. Jego reakcja była dosyć spokojna. Nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu, jedynie odwrócił wzrok, co lekko ją zasmuciło. 
- Więc co z tą grą ? - Zapytała po dłuższej chwili milczenia Roszpunka. 
- Ja nie gram. - Odburknęła blondynka i wyszła na balkon. Po pewnym czasie, przysiadł się do niej Damien. Jego oczy czujnie ją obserwowały. 
- Dlaczego siedzisz tu sama ? 
- Bo chcę być sama. To wszystko nie ma sensu. 
- Ale co masz na myśli ?
- Ciebie i mnie. To nie ma sensu. Nie rozumiem nawet, dlaczego z tobą byłam. Spójrzmy sobie prawdzie w oczy. Czy to nie Jack, chciał odejść ? 
- Nie wiem o czym mówisz. 
- Ja wiem. Zrozumiałam to dzisiaj. Wiem już dlaczego Jack chciał odejść, ale to nie ma znaczenia. Nie mogę z tobą być Damien. To nie ty jesteś tym, którego chcę. 
Poczuła jak odchodzi. Poczuła jak otwiera balkon i wychodzi. Wiedziała, że go boli, ale nie mogła tego ciągnąć i dać Jackowi tej satysfakcji. 
- Co mu się stało ? - Usłyszała ciche głosy, gdy zaraz potem rozległ się huk zamykanych drzwi. 
- O to właśnie chodzi. - Szepnęła sama do siebie. - Że nic mu się nie stało. 










niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 16. - Nie będziesz jego częścią.

Hejo ^^. Nowy rozdział. Mało czasu, na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powiem tak : rozdział romantyczny i ujawniający co nie co o dalszym życiu Jelsy. Muszę też poinformować : DOSTAŁAM NOMINACJĘ DO LBA !! Tak, bardzo się cieszę i dziękuję. Post o LBA dodam najszybciej jak będę umiała. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i komentarze także są mile widziane =)
Chcę także przypomnieć o moim drugim blogu o Jelsie : http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com
Może wpadniecie i tam i poczytacie ? Może się wam również spodoba ?
Liczę na was kochani ! Dużo mroźnych całusków :*




Minęło tylko kilka dni odkąd Elsa i Anna wróciły do domu. Wjeżdżając do zamku, mnóstwo osób wiwatowało i kłaniało się. To wcale nie pomagało blondynce, ale wręcz pogarszało jej stan. Tyle ludzi musiało być posłuszni jej. Znów była księżniczką i kimś ważnym, ale wcale nie chciała tego. Dzisiaj znów miał się odbyć bal w którym musiała wziąć udział. Szła korytarzem do pokoju spotkań na zebranie, które zwołał jeden z bliskich przyjaciół jej ojca, a właściwie jeden z ministrów. Zatrzymała się tuż przed drzwiami i wzięła głęboki oddech. Ta rozmowa może wiele zmienić. Za wiele, od tego zależy przyszłość królestwa. Bała się, kiedy dowiedziała się o nagłym zebraniu, wyczuła, że musi być konkretny powód. Wzięła jeszcze kilka oddechów i otworzyła drzwi. Wszyscy co powinni być już byli. Weszła do środka i usiadła na miejscu na końcu stołu skutecznie ukrywając strach, który perfekcyjnie całą ją wypełniał od środka. Gdy tylko usiadła minister podniósł się z miejsca i od razu zaczął przemowę.
- Zebranie odbywa się z powodu powrotu waszej królewskiej mości do pałacu. Od śmierci króla i królowej pokomplikowało się mnóstwo spraw.
- Niby co takiego się pokomplikowało ? - Elsa starała się być cierpliwą i nie wybuchnąć przed zakończeniem spotkania.
- Królestwo potrzebuje władcy. Jako, że jesteś najstarszą z sióstr, korona powinna należeć do ciebie.
- Co to znaczy ?
- To znaczy, że tron odziedziczysz ty, oczywiście dopiero wtedy, gdy skończysz edukację. - Jakiś tęgi mężczyzna podniósł się z miejsca. - Mamy jednak problem. Królestwo potrzebuje króla.
- Co to znaczy ? - Blondynka powtórzyła pytanie.
- To znaczy, że wasza wysokość ma dokładnie 12 miesięcy na znalezienie męża. - Do pomieszczenia wszedł chudy, wysoki mężczyzna około 23 lat. Miał bladą cerę podobnie jak usta, zielone przenikliwe oczy wpatrywały się w Elsę z powagą.
- Kim jesteś ? - Elsa wstała gwałtownie wlepiając wzrok w przybysza.
- Jestem posłańcem jednego z książąt. Jestem też doradcą.
- Hmmm ... dobrze, ale po co ty tu jesteś ?
- Mam przekazać wiadomość. Księżniczka musi wyjść za mąż. 12 miesięcy. Tyle przewiduje czas wybrania męża. W przeciwnym razie królestwo będzie należeć do wschodniej prowincji i przejdzie w posiadanie tamtejszego króla Nasturii.
Elsa wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy. Starała się nie wybuchnąć, ale złość, która wzbierała się jak tama powoli zaczęła przeciekać przez jej szczeliny. Wstała szybko od stołu, zbyła zdziwione spojrzenia zebranych, szepnęła tylko, że posiedzenie skończone i szybko wyszła kierując się do swojego pokoju. Gdy była już bezpieczna, wściekła rzuciła się na łóżko, wrzeszcząc w poduszkę. Bezczelni. Po prostu bezczelni. Mówili o śmierci jej rodziców bez cienia współczucia, a w dodatku manipulowali jej życiem ! Jak oni mogli ? Każą jej wyjść za mąż w tak młodym wieku i w dodatku za chłopaka, którego nie będzie znała i kochała !?
Takie ma być jej przyszłe życie, w którym najbardziej chciała Jacka ? Chyba tak. Niestety jest księżniczką, a  szczęście nie jest jej pisane. Musi być posłuszna, od niej zależy przyszłość jej królestwa, nie może oddać go w ręce innego króla. Leżała na łóżku narzekając na swoje życie, gdy zorientowała się, że na dworze zrobiło się ciemno i wszystko wokół rozświetlały piękne, złote latarnie. Oczywiście nie przystało jej się spóźniać, a musiała wyglądać pięknie i dostojnie, więc wstała z łóżka i skierowała się pod prysznic.
Puściła gorącą wodę i weszła do wanny. Ciepło idealnie rozchodziło jej się po ciele, ale nie mogła za długo w niej siedzieć, więc wyszła okrywając się jedwabnym ręcznikiem. Wysuszyła się i wciąż w ręczniku otworzyła wielką szafę. Przez pewien czas zastanawiała się, którą suknię ma ubrać. W ostateczność wybrała białą z jasnym różem. Wyprostowała włosy, które ciągle jej się kręciły i ubrała łańcuszek od Jacka.
Przejrzała się w lustrze i odetchnęła ciężko. Przeczesała włosy i wyszła z komnaty. Schody prowadzące do holu i głównej sali były udekorowane małymi białymi lampkami. Usłyszała z dołu podniecone głosy i śmiech.
Przystanęła tuż przed zejściem, a po chwili poczuła obok siebie Annę. Spojrzała w jej niebieskie roześmiane oczy i poczuła się znów jak za dawnych czasów, ale nie do końca. Brakowało jej czegoś. Brakowało jej rodziców. Odrzuciła od siebie wszystkie złe myśli i razem z siostrą zeszły po schodach i skierowały się do sali balowej. Przeczekały wypowiedź bliskiego przyjaciela ich ojca, który wyznawał powód zorganizowania balu, w tym przypadku powrotu Elsy i Anny. Bal się rozpoczął, ale ani blondynka ani ruda nie zamierzały tańczyć. Stały wpatrując się w tłum gości, gdy obydwie wstrzymały oddech i wręcz rzuciły się w pomiędzy zebranych. Przyczyną ich radości był Czkawka, który również był zaproszony. Przestraszył się trochę, gdy obydwie rzuciły się na niego mocno go przytulając. Przez chwilę tańczył z Anną, a następnie wyszedł na balkon, gdzie stała Elsa.
- Pięknie dzisiaj jest prawda ?
- Tak, szkoda tylko, że nie dla mnie.
- Wiem, słyszałem o tym. Współczuję ci.
- Nie masz czego, takie moje życie, nie mam prawa być szczęśliwa i to moje przekleństwo.
- Els, to nie tak. Dobrze wiesz, że musi tak być.
- Wiem, pochodzę z królewskiej rodziny i muuuszę spędzić resztę życia z kimś kogo nie kocham. Ekstra. Wiesz co ? Moja mama zawsze mi mówiła, że na początku nienawidziła mojego ojca, ale z czasem przekonała się, że tak naprawdę to on był jej pisany. Ja w to nie wierzę. Pokochałam i nie zamierzam zmieniać swoich uczuć na siłę.
- Ułoży się Elso, zobaczysz. - Czkawka podszedł do niej i mocno ją przytulił. - A, mam coś dla ciebie.
Elsa spojrzała na niego autentycznym zdziwionym wzrokiem. Czkawka wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. Oczom Elsy ukazała się piękna, złota bransoletka z małymi diamencikami i z napisem " Never give up ". 
- Mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jest piękna ! Ale z jakiej okazji ?
- Z żadnej, tak po prostu. - Czkawka zarumienił się delikatnie. - Po za tym, mam też wiadomości od Jacka. - Czkawka skutecznie zmienił temat zanim Elsa zdążyła powiedzieć choćby słowo.
- Jakie ?
- Za niedługo sama się przekonasz. - Szatyn wyminął ją i wszedł do środka, pomiędzy gości.
Blondynka spojrzała na prezent, bransoletka była śliczna, a napis na niej wyryty dodawał jej w pewnym sensie otuchy. Wyminęła wszystkich, którzy starali się ją zatrzymać i szybko pobiegła do  swojej komnaty.
 Poszła się wykąpać i ubrała koszulę nocną zapinaną na guziki, która w rzeczywistości należała do Jacka i której nie oddała do tej pory. Weszła do pokoju i w tym samym momencie jej wzrok spoczął na małej sówce, która siedziała na parapecie trzymając w dziobie list. Oczywiście zapomniała zamknąć okna, ale nie zrobiła tego nawet wówczas, gdy wzięła kopertę i napoiła sówkę, która w ramach wdzięczności dziobnęła ją pieszczotliwie w palec.
Otworzyła list, w którym było napisane tylko : " Nie patrz w tył, ale w przód ".
Po przeczytaniu jednego jedynego zdania poczuła delikatny chłód przeszywający jej ciało. Nie była sama w pokoju. Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła białe włosy, śnieżny uśmiech i bosko urzeźbione ciało, które przykrywały ubrania. Jack siedział na parapecie, tam, gdzie wcześniej siedziała jego sówka.
Uśmiechnięty od ucha do ucha lustrował ją z góry na dół pożądliwym wzrokiem pełnym namiętności i miłości. Kiedy zdziwienie przeszło ustąpiło miejsca smutkowi i żalowi.
- Co ty tu robisz ?
- Przyszedłem cię odwiedzić. Tęskniłem. - Zeskoczył na ziemię.
- Nie rozumiem po co. - Elsa hardo się upierała, tylko po to by się nie zarumienić. Tak naprawdę cieszyła się, że tu był.
- Rozumiesz doskonale. Unikałaś mnie. Dziwnie się zachowywałaś. Dlaczego znów uciekasz ?
- Nie uciekam.
- Elso, co się dzieje ? Proszę, powiedz mi.
- Nic się nie dzieje okej !?
Jack podszedł do niej. Był tak blisko. Za blisko. Policzki Elsy jak to w swym zwyczaju nabrały koloru dojrzałej wiśni. Jedną dłonią dotknął jej policzka, a drugą zaś ją do siebie przyciągnął. Działała na niego bardziej niż magnez. Cholernie mocno go pociągała.
- W czym rzecz ? - Szepnął łagodnie i poczuł jak jej mięśnie się rozluźniają.
- Po prostu zastanawiam się nad moim bezsensownym życiem. - Szepnęła również cicho.
- Powinnaś być raczej z niego zadowolona.
- Nie Jack. - Blondynka spojrzała na niego i zagryzła wargę, tak że spłynęła po niej kropla krwi. - Nie jest dobrze, bo wszystko wskazuje na to, że nie będziesz jego częścią.
- Co to znaczy ? - Zatopił się w jej tęczówkach.
- Mam odziedziczyć tron i muszę wyjść za mąż. Mam na to 12 miesięcy, w przeciwnym razie królestwo przejmie jakiś inny popaprany król. Problem w tym, że ja muszę to zrobić. Jestem to winna moim rodzicom.
Jack spojrzał w jej oczy głębiej i już wiedział, że nadciąga wielka fala łez. W istocie Elsa wtuliła się w niego, a potem usłyszał tylko jej płacz. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka, po czym sam się koło niej położył.
Elsa nic nie powiedziała, położyła tylko głowę na jego torsie.
- Nie zostawiaj mnie dzisiaj. Zostań ze mną. Śpij tu. - Tylko na taką prośbę było ją stać. Wciąż było jej głupio, że tak go odepchnęła.
- Zostanę. - Jack jak na komendę ściągnął bluzę i był już gotowy by oddać się w objęcia morfeusza.
Elsa, która wciąż się do niego przytulała, zaczęła jeździć delikatnie palcem po jego klatce piersiowej, by po chwili podnieść się i wpić się w jego usta. Jack momentalnie oddał pocałunek oddając każdy w pasją i namiętnością, wymieszaną z pożądaniem. Kiedy zakończyła pieszczotę, jej twarz znajdowała się około 5 cm od twarzy Jacka. Szepnęła.
- Kocham cię Jack.
- Ja ciebie też śnieżynko.  Posłuchaj. Nieważne co się stanie, ja zawsze będę twoim strażnikiem. Nie pozwolę cię skrzywdzić, będę cię bronił. Kochał cię już na zawsze ponad swoje własne życie.- Poczuł jak kładzie swoją głowę z powrotem na jego tors, a potem tylko jej umiarkowany oddech. Pocałował ją w czoło.
Cokolwiek się miało stać za 12 miesięcy, wiedział tylko jedno. Kocha ją całym sercem i nie pozwoli jej odejść, nie straci jej po raz kolejny i on tego dopilnuje. Patrząc na śpiącą Elsę, przykrył ją i siebie kołdrą, a po chwili sam zasnął trzymając w swoich ramionach najlepszą rzecz, jaka mu się trafiła w całym jego życiu.

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 15. - Koniec roku szkolnego, no i wściekłość Elsy.

Hejo ^^. Przepraszam na wstępie za moją nieobecność, ale niestety muszę was powiadomić, że od dzisiaj do czerwca, rozdziały będą dodawane tylko w weekendy, bo mam mnóstwo obowiązków. Rozdział chyba krótki, ale nie miałam jak napisać dłużej. Niestety. Chyba tracę wenę. Pomóżcie mi i mnie trochę powspierajcie. Napiszcie komentarz, bo ostatnio mój słownik, ma za mało słów i z tego powodu wychodzą krótkie tandetne rozdziały =( może wam się spodoba. Mroźne buziaki =)






Tych kilka dni zleciało szybko. Za szybko jeśli można tak powiedzieć. Dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego w Hogwarcie. Każdy pakował się na wieczorny odjazd pociągu. Elsa była już spakowana, bo odkąd zamieszkała w dormitorium chłopaków, w pokoju Jacka, nie wyjmowała wielu rzeczy, więc miała mnóstwo wolnego czasu, który i tak poświęcała na rozmyślanie. Cierpiała codziennie, gdy tylko przypominała sobie o tym, co stało się z jej rodzicami. Została sama i teraz największe oparcie miała w Ance. Obudziła się o 5 i nie mogła znów zasnąć. Obróciła się i natknęła na twarz śpiącego białowłosego chłopaka. Zmieszała się lekko i w duchu dziękowała, że jest ciemno i chłopak śpi, bo inaczej nie dałby jej spokoju z powodu jej czerwonej z zawstydzenia twarzy. W sumie sama nie miała pojęcia dlaczego była zmieszana, bo w końcu kiedyś byli blisko. No właśnie. Kiedyś. Może dlatego nie czuła się najlepiej, gdy obok niej leżał na wpół rozebrany Jack i chodź spał w dresach, to i tak zawsze ją to trochę mieszało. Wstała z łóżka i weszła do łazienki. Nalała do wanny ciepłej wody i zanurzyła się w niej rozkoszując się  cudownymi chwilami. Wyszła, zakręciła się w ręcznik, uczesała i wysuszyła włosy. Ubrała się w niebieski top , dżinsowe rurki, biało miętowe trampki na koturnie, włosy związała w delikatny kok, ubrała pasujące bransoletki, kolczyki i naszyjnik który dostała od Jacka.  Wyszła z łazienki i zaraz za drzwiami natknęła się na szeroki uśmiech ozdobiony pięknymi, lśniącymi jak płatki śniegu zębami.
- Jack !! Przestraszyłeś mnie ! - Warknęła na swojego współlokatora i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z pokoju. Przeszła przez PW Slytherinu i zbywając wszystkie ciekawskie spojrzenia Ślizgońskich przystojniaków, w tym o dziwo Czkawki, wyszła i skierowała się w stronę WS. Tam też było już tłoczno. Nie zabrała ze sobą zegarka, ale przeczuła, że musiała dosyć długo okupywać łazienkę, bo prawie cała szkoła zebrała się już na śniadaniu. Elsa podeszła do stolika i wcisnęła się między Meridę i Roszpunkę, które zawzięcie się o coś kłóciły. Sięgnęła po bułkę, posmarowała ją dżemem i już miała zanurzyć się w zmysłowej uczcie, kiedy poczuła ostre szarpnięcie z lewej strony. Pod wpływem uderzenia, jedzenie wypadło jej z ręki i na szczęście ominęło jej strój i upadło na ziemię.
- Roszpunka !!!! - Wściekła blondynka rzuciła jej mordercze spojrzenie.
-  No co ? - Druga blondi była autentycznie zdziwiona, jakby nie zauważyła tego co właśnie zrobiła.
- Uważaj trochę ! O co w ogóle się kłócicie co ?
- My się nie kłócimy, tylko sprzeczamy !
- To właściwie jedno i to samo. - Jęknęła z sarkazmem w jej stronę. - Too w końcu dowiem się przez jaki problem straciłam śniadanie ?
- Po prostu uważam, że Merida powinna walczyć o związek z Czkawką.
- Odczep się !! Zajmij się sobą !!! To nie mnie podoba się Jack !! - Merida była jak stado rozwścieczonych koni.
- Że cooo ??????!!!!! - Elsa prawie natychmiast wypluła sok z dyni i to wprost na przechodzącego Erica, który nawet nie próbował dowiadywać się dlaczego musi zmieniać strój, bo widząc Elsę, nie chciał wchodzić jej  w drogę. - Co ty powiedziałaś ???!!!
- Oopss - Merida zakryła sobie usta dłońmi i utkwiła przerażony wzrok w Roszpunce, która z kolei wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć i wcale się jej nie dziwiła, bo gdyby wzrok mógł zabijać, zyskaliby o jednego nieboszczyka więcej.
- Eeee wiesz Elso, to może ja pójdę sobie już ...
- Zwariowałaś ?  J ... Jak to ? J ... Jak Jack ?
- Els, ja sama nie wiem jak to się mogło stać, a z resztą przecież jesteś z Damienem, ty i Jack nie jesteście już razem, nie kochasz już go.
- Jesteś tego pewna ??? - Wściekła i czerwona Elsa wstała od stołu, prawie go przewracając i skierowała się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Musiała odetchnąć od wszystkiego. Miała już dość, ledwie się dzień zaczął, a jedna z jej przyjaciółek zdążyła ją już zranić samym słowem. To nie możliwe. Ile jeszcze ludzi będzie chciało odebrać jej Jacka ? Bądź co bądź Roszpunka miała po części rację. Mimo tego iż mieszkała razem z Jackiem, wciąż chodziła z Damienem. Nie rozstała się z nim, mimo iż kochała Jacka. Było jej z tym ciężko, ale nie chciała ranić ani jednego ani drugiego. Głowa wybuchała jej od rozmyślań. Udała się do sowiarni. Tam zawsze mogła pomyśleć, a jej śnieżna sowa dodawała jej otuchy, gdy pieszczotliwie szczypała ją w ucho. Nawet nie zauważyła, gdy malutki dzwonek, który od niedawna znajdował się w sowiarni, zaczął obwieszczać porę obiadu, ostatniego posiłku tego dnia, bo kolację mieli już zjeść ze swoją rodziną. Blondynce znów zrobiło się smutno. Nie miała ochoty na obiad, a tym bardziej na widywanie się z resztą swoich " niby przyjaciół ". Usiadła na parapecie i wpatrzyła się w wschód słońca, powstrzymując łzy, które cisnęły jej się na zewnątrz.


Jack szedł w stronę Wielkiej Sali. Zdziwiło go zachowanie Elsy, która nagle wybuchła jakby najmniej zrobił jej nie wiadomo jak wielką krzywdę. Wszedł do pomieszczenia i pierwsze co mu się rzuciło w oczy to kłótnia przy środkowym stole. Anka, Merida i Roszpunka siedziały i darły się chyba najgłośniej, a Czkawka i Damien wtórowali.
- Co tu się dzieje ? - Jack podszedł zanim doszło do rozlewu krwi.
- Pięknie, jeszcze ciebie tutaj trzeba ! - Damien, zwrócił ku niemu wkurzoną twarz.
- Nie, ej stary ! Odpuść, tylko się pytam.
- Lepiej nie pytaj !
- Dobra, nie chcę się kłócić. Chcę zapytać tylko, czy widzieliście Elsę. Dziś jakaś markotna była.
- Nie wiemy, ale wiemy za to dlaczego w ogóle dzisiaj jej nie widzimy. Niech Roszpunka ci to wszystko wyjaśni.
- Ja nic nie wiem !
- Jeśli ty nie powiesz, to ja to zrobię i nie myśl, że ci to ujdzie.
- Nie chciałam, żeby się obraziła !!
- O co się obraziła ? - Jack zaczynał się obawiać.
- O to, że Merida wygadała się Elsie, że podobasz się Roszpunce.
- Cichooo siedź !!! - Punzie warknęła na Damiena, ale było już za późno.
- C ... Co ? - Jack był kompletnie zaskoczony,
- J ... Jack to nie tak !
- Świetnie, nagle straciłem ochotę na jakiekolwiek jedzenie.


Stacja Hogsmeade. Pociąg do Londynu. Koniec roku szkolnego i rozpoczęcie wakacji nie dla wszystkich miłych. Elsa już od 10 minut siedziała w przedziale mając nadzieję, że nie zobaczy nikogo ze swoich znajomych. Los się do niej uśmiechnął. Cały czas powrotu spędziła sama, a to dlatego, że jeszcze w Hogwarcie użyła zaklęcia, które uniemożliwiało otworzenie drzwi. Podeszła do swojej podręcznej torby i wyciągnęła pakunek, a w nim był owy sztylet. Pogładziła jego rękojeść, która nagle zaczęła świecić. Musiała go ukryć i była pewna, że przez te 2 miesiące  będzie bezpieczny w jej królestwie. Resztę czasu spędziła na czytaniu księgi  zaklęć. Raz gdy uchyliła okno wleciała przez nie mała sówka z liścikiem od Jacka. Chłopak martwił się o nią i wręcz błagał by z nim porozmawiała zanim rozstaną się na 2 miesiące, ale ona nie zamierzała spełnić jego życzenia. Chciała zostać sama. W końcu po kilkugodzinnej podróży pociąg zajechał na peron 9 i 3/4 wysiadła jak najszybciej i skierowała się w stronę jednego  z służących, który miał zabrać ją i Annę do pałacu. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się już w powozie. Na Ankę oczywiście trzeba było czekać, ale w końcu się zjawiła, mając mnóstwo wieści dla Elsy od białowłosego i reszty. Blondynka dowiedziała się, że Jack szukał jej jeszcze na peronie, ale bez skutku. Elsa poczuła się nagle tak dziwnie. Zrozumiała, że źle zrobiła odpychając od siebie Jacka, bo teraz dopiero zrozumiała, że chyba naprawdę ją kocha.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 14 - Znów pozwolić się zakochać.

Przepraszam, za tak długi brak rozdziału, ale nie miałam czasu, Kartkówki, pytania i te sprawy.  Wstawiłam rozdział najszybciej jak umiałam, mam nadzieję, że się spodoba i przyjmiecie przeprosiny. Postaram się teraz szybciej dodawać rozdziały. Pozdrawiam i ściskam mroźnie :*




Godzina 7 rano. Wielka Sala. Mnóstwo osób. 9 dni przed wyjazdem z Hogwartu na wakacje.  Elsa, Jack, Anka, Czkawka, Merida, Punzie i Damien siedzą przy stole i jedzą śniadanie, puki dyrektor nie zabrał jeszcze głosu. Między Jackiem, Elsą a Damienem wyczuwa się napiętą nutkę, ale niknie ona w niektórych momentach. Blondynka po odbytej ostatnio rozmowie z białowłosym potrzebowała ciepła i ramienia. Okazało się, że Damien chętnie jej to zapewnił, jednocześnie prosząc by spróbowali. Zgodziła się. Na złamane serce najlepsze jest powtórne zakochanie, ale szczerze wątpiła by mogła kiedykolwiek zapomnieć o tym co czuje do Mroza. Zgodziła się bo chciała zapomnieć, chciała uciec od bólu i przykrych wspomnień, chciała znów być szczęśliwa, chciała przestać być tą głupią dziewczyną, która myśli, że Damien da jej więcej niż Jack, bo właśnie tą ją gnębiło. Przecież już kiedyś mówiła białowłosemu, że nigdy nie zapomni, że nikt mu jej nie zastąpi, że on jest jedynym, że nie wyobraża sobie życia z kimś innym, a tu nagle tworzy parkę z przyjacielem, który na serio się w niej zakochał, łamiąc te wszystkie obietnice. A może rzeczywiście Jack nie był jej miłością, tylko zauroczeniem ? Kopią tego prawdziwego uczucia ? Czuła się głupio, ale przecież to Jack zrezygnował z niej, to on to zakończył, a ona modliła się teraz tylko by zapomniał o tych rzeczach, które mu obiecała. Damien był kimś kto nigdy jej nie zawiódł, nie raz uratował jej życie, był oparciem i przyjacielem, obrońcą i chłopakiem, dla którego nie liczyło się nawet to, że może cierpieć byleby ona była szczęśliwa. Powinna dać mu szansę, dlatego się zgodziła i na razie nie narzekała. Był przy niej i trwał. Podobało jej się to, bardzo jej się to podobało. W czasie kiedy on przy niej był, ani razu nie pomyślała o tym cholernie bolącym ciosie zadanym przez Jacka, zapomniała, a serce dostało lek przeciwbólowy. Tego jej było trzeba, tego jej brakowało. Jack był inny, przy nim czuła się bezpieczna i kochana, ale brakowało jej wtedy tej jednej rzeczy, którą Damien miał. Brakowało jej tej lekkiej euforii. Będąc z białowłosym, martwiła się o każdy ich dzień, bała się o ich życie, o to jak sobie poradzą,  a teraz, wręcz przeciwnie. Nie bała się. Pierwszy raz mogła powiedzieć, że nie obchodziło jej co stanie się następnego dnia. Liczyło się dzisiaj. Wcale nie żałowała, że tak się stało.
- Słuchajcie ! - Jack nagle wypalił. - Chciałbym wam kogoś przedstawić.
- Taa ? A kogo ? - Czkawka uniósł brew, w znaku zdziwienia.
Jack wstał od stołu, podszedł do drzwi wejściowych i zaraz wrócił trzymając za rękę dziewczynę.
- Ykhmmmm. - Zrobił efektowne wejście. - Poznajcie Rebecckę ...
- Sorry stary ! - Czkawka zaczął chichotać.  - Nie wiem czy dostałeś sklerozy, ale przecież ta oto panna, jest nam znana już od dawna.
- Tak, wiem, ale teraz poznajecie ją jako moją dziewczynę.
Mina Czkawki i pozostałych zmieniła się na taką, z której można było z łatwością wyczytać : Porąbało cię czy co ?
- S...Serio ? - Punzie zadała pytanie tak sarkastycznie, że nawet sam mistrz ciętych uwag, by się mógł powstydzić.
- Tak, serio. - Jack mocniej ją do siebie przyciągnął. - Macie coś przeciwko ?
- Nie no wcale. - Merida odpowiedziała w wyraźnym fochem.
- Owszem, mam. - Czkawka natomiast nie chciał ustąpić.
- Co ci się nie podoba ? - Jack momentalnie podszedł bliżej przyjaciela.
- Wiele. - Szatyn wstał.
- Możesz się nie wtrącać w nie swoje sprawy ?
- Wiesz co ? Myślałem, że na serio masz więcej rozumu.
- O co ci chodzi ? - Jack powoli zaczynał się denerwować, a cała sala patrzyła na to z zdumieniem.
- O to jaki jesteś.
- A jaki jestem ?
- Okropny !! Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wszystkich ranisz !! Zdajesz sobie sprawę z tego co ty właściwie teraz robisz ? I co ? I teraz mi jeszcze powiedz, że ją kochasz ! - Czkawka wskazał na Rebecckę.
- Tak, kocham.
Elsa miała już dość, zbyt dużo się nasłuchała, a to co właśnie usłyszała, sprawiła, że znów zabolało.
Wstała od stolika i jak najszybciej wybiegła, kierując się do swojego pokoju. W jej ślady poszedł zaraz Damien, wręcz błagając by się zatrzymała. Jack i Czkawka widać, że byli lekko speszeni, wciąż patrzyli w tamtą stronę. Jack leniwie odwrócił się w stronę pozostałych, ale zaraz tego pożałował, bo poczuł mocny ból na twarzy i coś gorącego.
- A to za to, że swoim zachowaniem, niszczysz jej życie.
Nie mógł uwierzyć, jego najlepszy przyjaciel dał mu w twarz. Ale kiedy wszyscy wstali od stolika i po prostu wyszli, zrozumiał, że źle postąpił. Zasłużył, na to. Kurde, traci już nad sobą kontrolę. Teraz dopiero się zorientował, co tak naprawdę powiedział i zrobił. Boże, co za idiota !
- J...Jack ? - Rebeccka delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Zostaw mnie, chcę zostać sam.
Wyszedł z WS tak szybko jak tylko umiał i udając się do pokoju wspólnego.
W tym samym czasie nawet nie miał pojęcia, że Elsa znów oberwie kolejną dawką bólu i powodem by odejść. Blondynka, gdy tylko wróciła do pokoju, zobaczyła sowę siedzącą sobie na oparciu krzesła i trzymającą coś w dziobie. Napoiła sówkę i otworzyła list, który jej przyniosła, nawet nie wiedząc na co się pisze. Usiadła na krześle i przeczytała :

Księżniczko ! 
Z przykrością musimy zawiadomić waszą wysokość o wypadku króla i królowej. Królestwo nie posiada obecnie władcy. Jako, że księżniczka jest najstarszą z sióstr, musi objąć tron. Musimy wszystko przygotować. Z wyrazami ubolewania i szczerymi kondolencjami
Peter


Po policzku spłynęła łza, a za nią druga i trzecia, aż w końcu utworzył się szczery potok. Trzymała kartkę drżącymi rękoma, wpatrując się w okno. I znów kolejny cios, kolejna dawka niewyobrażalnego bólu. Wstała gwałtownie i wpatrując się przez dłuższy czas w wazon, chwyciła go i z całej siły uderzyła nim o ścianę, a kawałki nieszczęśnika, posypały się na ziemię. W ślady wazonu poszła szklanka i poduszki, aż cały pokój był w totalnym bałaganie. Upadła na podłogę, a obok niej leżała przyczyna jej nieszczęścia.
Usłyszała tylko otwierające się drzwi.


Wszedł powolnym krokiem do PW. Nikogo nie było, bo każdy był na śniadaniu, ale przecież Damien pobiegł z Elsą, a ona tu szła, więc dlaczego go tutaj nie ma ?
Nie zdążył się namyślić, bo po chwili usłyszał huk, wydobywający się z korytarza prowadzącego do pokojów dziewczyn.
Bez namysłu pobiegł w tamtą stronę, bo huk nie był zwyczajny. Dało się słyszeć tłuczone szkło i płacz.
Przeraził się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że dźwięk wydobywa się z pokoju, który doskonale znał. Otworzył drzwi i dosłownie tam " wpadł "
Zobaczył Elsę na ziemi,  płakała, obok leżał list, a pokój wyglądał jakby dostał co najmniej avadą, wszystko było już martwe.
Ukląkł przy niej i podnosząc jej twarz, spoglądając w jej oczy, zadał to pytanie.
- Śnieżynko, co się sta ...
Wcisnęła mu w ręce list i znów zaniosła się falą płaczu.
Przeczytał i więcej się nie odezwał. Przytulił ją do siebie najmocniej ja umiał, a ona mimo tego, że cierpi przez to co jej zrobił, nie potrafiła odejść, nie teraz. Wtuliła się mocniej w jego bluzę, mocząc mu ją przy okazji. Po chwili do pokoju wpadł Damien i reszta przyjaciół.
Widząc w jak bardzo opłakanym stanie jest pokój i Elsę już wiedzieli, że stało się coś niedobrego.
Kiedy i Anna dowiedziała się o wszystkim, również się załamała, ale nie płakała. Była silniejsza od swojej siostry, bo jej serce nie było łamane kilkakrotnie, w dodatku brakowało jej już łez, aby kolejne wylać.
- Co tu się stało ? - Palnął Damien.
- A jak myślisz tumanie ? - Warknęła Merida.
Roszpunka również poniosła stratę. Matka i ojciec obydwu sióstr byli jej rodziną. Damien podał Elsie eliksir uspokajający, po którym zasnęła, wtulona wciąż w bluzę Jacka. Czarnowłosy chciał już ją wziąć, ale Jack mu na to nie pozwolił.
- Obudzisz ją. - Jack zaczął stanowczo i szeptem.
Mróz wziął blondynkę na ręce i skierował się w stronę pokoi chłopców.
Damien nie protestował, bo bał się, że obudzi Elsę, dlatego poszedł za białowłosym. Jack ostrożnie otworzył drzwi do swojej sypialni, która mimo tego, że mieściła się w dormitorium chłopców, była oddzielnym pokojem, całkiem dużych rozmiarów. Miała w sobie dużą szafę, biurko, dwie półki, łazienkę ( oczywiście to było oddzielne pomieszczenie, ale tylko on miał do niej dostęp, reszta miała inną łazienkę. ) szafkę nocną po obu stronach wielkiego łóżka no i samo łóżko. Z sufitu zwieszał się kryształowy żyrandol, który w świetle mienił się kolorami tęczy.  Rzucił na pokój zaklęcie wyciszające. Chłopak ułożył Elsę delikatnie na łóżku, przykrył ją do połowy srebrną kołdrą i wyszedł cicho zamykając drzwi, za którymi wpadł na przyjaciela.
- Co ty kombinujesz ? - Damien wpadł w złość.
- Ja ? Nic.
- Jasne, po co ją tu przyprowadziłeś ?
- Widziałeś w jakim stanie jest jej pokój ? Przecież nie może tam spać.
- Odbiło ci ?
- Spokojnie, łóżko mam wielkie, pomieścimy się.
 Chłopak w jednym momencie złapał Jacka za kołnierz i przyszpilił do ściany, przytykając mu różdżkę no gardła.
- Jeśli ją tylko tkniesz, zabiję cię i nie będzie mnie obchodziło to, że jesteś moim przyjacielem.
- Ogarnij się dobra ! Nic jej nie zrobię, chyba, że sama poprosi.
- Jest moją dziewczyną, więc nie poprosi.
- Pamiętaj, że jest twoją dziewczyną, przeze mnie, a tak na marginesie to kocham ją i jak tylko to wszystko się skończy i nic nam zagrażać już nie będzie, będę chciał ją odzyskać i na pewno mi się to uda.
- Ona nie jest rzeczą, żebyś mógł ją odzyskiwać.
- Ona nie jest  rzeczą, ona jest wszystkim. Jest światłem, jest sercem, jest miłością. Nie myśl, że uważam ją za rzecz, bo grubo się mylisz !
- Możesz się wypierać, ale widać to po tym jak ją traktujesz. - Damien rozluźnił uścisk, ale jego różdżka wciąż tkwiła przy gardle niebieskookiego.
- Jak ja ją traktuję ? Bo co ? Bo chcę żeby była szczęśliwa i bezpieczna ? Bo ją kocham ? I właśnie dlatego ją zostawiłem ? Człowieku, daj sobie spokój, argumentu nie znajdziesz.
- A co z Rebeccką ? Powiedziałeś, że ją kochasz.
- Mówiłem ci przecież palancie, że muszę znaleźć dziewczynę dla przykrywki. Nie kocham jej, ale Czkawka mnie wkurzył i się urwało. Kocham Elsę, kochałem i kochać będę, czy ci się to podoba czy nie. I wiesz co ? Będę się o nią troszczył. Będę się nią opiekował i będę jej bronił. I nawet, jeśli nie będzie chciała do mnie wrócić, to to nie zmieni moich uczuć do niej. Miałem cały rok, by ją bliżej poznać i zrozumiałem, że jej nie zależy na bezpieczeństwie, na bogactwie, na zazdrości, ona potrzebuje ciepła i miłości. Poczucia, że ktoś ją kocha. I nieważne co zrobi, zawsze będzie dla mnie tą jedyną, najważniejszą rzeczą i oddam za nią życie jeśli będzie trzeba, a teraz odłóż ten patyk, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz.
Damien popatrzył na niego spod łba, puścił go i odszedł mrucząc pod nosem przekleństwa.
Jack poszedł na chwilę do dyrektora w sprawie dzisiejszego incydentu, ale wrócił dopiero po godzinie 19, bo zaliczył szlaban od wychowawcy i wolał go odrobić już teraz, niż później. Wszedł do pokoju, nawet nie patrząc na Czkawkę, który siedział w dormitorium i skierował swoje kroki w stronę łazienki. Ściągnął bluzę i resztę ubrań, po czym wszedł pod prysznic. Gorąca woda zmyła z niego wszelkie zmęczenie i przykre rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły. Umył swoje śnieżnobiałe włosy i ubrał bokserki, a na nie jeszcze spodnie, które mógł poświęcić do spania, bo mimo wszystko nie zapomniał, kto będzie jego gościem, do końca szkoły. Wyszedł, a jego wzrok powędrował do blondwłosej piękności siedzącej na łóżku, w o wiele lepszym stanie.
Spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami. Podszedł do niej.
- Jak się czujesz ?
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Wiem, to boli, przykro mi.
- Nie myślałam, że świat będzie chciał mi odebrać wszystko co mam.
- Ej masz przecież Roszpunkę, Ankę, Czkawkę i innych, no i mnie.
- Wydaje mi się, że już dawno cię straciłam Jack.
Usiadł na łóżku obok niej i popatrzył w jej oczy, które tak bardzo ukochał
- Śnieżynko, dlaczego tak mówisz ? Aż tak bardzo się zmieniłem ?
- Tak Jack, zmieniłeś. Z resztą jakie to teraz ma znaczenie ?
- Duże ...
Elsa miała już dość, nie chciała znów pozwolić mu się zbliżyć, dlatego skutecznie zmieniła temat.
- Jak się tu znalazłam ?
- Damien dał ci eliksir. Zasnęłaś. Twój pokój nie nadaje się nawet do stania w nim, a co dopiero do mieszkania, a z racji tego, że rozmawiałem z dyrektorem wyraził zgodę na to byś u mnie została. Ponadto powiedział, że boi się o ciebie i chce byś odtąd zamieszkała u mnie na stałe, czyli przyzwyczaj się do tego pomieszczenia, bo od dziś to twoje nowe mieszkanie.
- Żartujesz ? Mam tu zostać do końca roku szkolnego i w przyszłym mam tu też siedzieć ??
- Yup.
- No koleś zwariował ! Dlaczego tak ?
- Mówiłem, boi się i chce żebyś była bezpieczna.
- Przy tobie będę ?
- Wątpisz w to ? - Jack przysunął się bliżej.
Elsa patrząc na niego, musiała przygryźć wargę. Był boski. Śnieżnobiałe włosy w cudownym nieładzie, niebieskie przeszywające ciepłem i miłością oczy, zadziorny nos z delikatnymi piegami, ledwo widocznymi, boski uśmiech i cudownie wysportowane ciało, płaski brzuch i te sprawy. Był jak anioł.
W końcu cała czerwona na twarzy tylko odbełkotała.
- N...Nie dlaczego ?
- Sam nie wiem. - Podniósł się i wyciągnął spod łóżka kołdrę, koc i parę poduszek, po czym zaczął ścielić podłogę.
- C...Co ty wyprawiasz ?? - Elsa zachichotała mimo zdziwienia.
- Przecież nie będę spać na gołej ziemi, muszę coś mieć.
- Dlaczego na ziemi ?
-  Bo ty śpisz na łóżku ? - Ton jego głosu był taki jakby to było oczywiste.
Mimo wszystkiego co jej zrobił i powiedział, mimo myśli, które snuła dzisiaj rano, że to co do niego czuje może okazać się tylko zauroczeniem, coś niesamowicie mocno ją do niego przyciągało. Czuła, że potrzebuje go cholernie mocno, potrzebuje jego dotyku, ciepła.  Do głowy wkradło jej się przyjemne wspomnienie ich pierwszej nocy. To był jej pierwszy raz i nie żałowała niczego, a zwłaszcza cudownego poranku, gdy zobaczyła go śpiącego tuż obok niej. Bała się to powiedzieć, ale cicho szepnęła, teraz bordowa na twarzy.
- Może, może mógłbyś spać ze mną ?
- Wiesz, twój chłopak kazał mi się trzymać od ciebie z daleka.
- Ahh. - Szepnęła z zawodem. Ale przecież masz wielkie łóżko, zmieścimy się spokojnie w dużej odległości.
- Skoro nalegasz. - Rzucił, a po chwili znów wszystko sprzątał. - Idź się umyj. Tam jest łazienka.
- Ale nie mam swoich rzeczy.
- Masz, przyniosłem ci wszystko. Spakowałem ci do torby, wszystko co ze sobą przywiozłaś, użyłem zaklęcia zmniejszająco zwiększającego.
- Dzięki. -  Po chwili zniknęła za drzwiami.
Jack usłyszał tylko odkręcaną wodę, a kilka minut później drzwi się otworzyły, ukazując piękno, którego by się nie spodziewał.
Elsa stała z delikatnym rumieńcem na twarzy. Bluzka na guziki wyglądała na męską, więc musi to być pewnie bluzka Damiena, ale nie to przykuło jego uwagę. Szczupłe nogi, rumieniec na twarzy i mokre piękne włosy które moczyły jej cały strój.
-  Muszę się przebrać.
- Masz. - Rzucił coś w jej stronę.
- Co to jest ?
- Moja bluzka, będzie na ciebie dobra i jeśli nie chcesz mieć jej mokrej, wysusz włosy.
- Ok.
Zniknęła, a po chwili znów się pojawiła, ale tym razem wyglądała o wiele bardziej pociągająco.
- O tak, ta bluzka pasuje ci bardziej.
- Dlaczego ?- Spytała, chowając rzeczy do torby.
- Bo moja. - Wzruszył ramionami i wstając skierował się w jej stronę.
Blondynka widząc, że do niej podchodzi, odeszła parę kroków dalej, ale trafiła na opór w kształcie ściany.
Jack położył obydwie ręce na ścianie, pomiędzy jej głową i znacznie się przybliżył.
- Dlaczego mi tak nie ufasz ? Boisz się.
- Ufam ci.
- Ale się boisz. - Szepnął jej do ucha.
- Boję się znów cię pokochać.
Spojrzał w jej oczy i wiedział, że to co teraz powiedziała jest prawdą. Poczuł się urażony.
- Ah tak. No przecież. Zapomniałem, że przestałaś.
- To nie tak Jack  ...
- To zawsze tak było. Masz do mnie pretensje, podczas, gdy sama nie dotrzymujesz obietnic, bo widzisz, powiedziałem ci, że cię kocham i kochać będę i tak jest, nie zmienia się i się nie zmieni.
- Ale na śniadaniu ...
- Powiedziałem tak, bo Czkawka mnie wkurzył.
- Przecież, masz dziewczynę.
- Której nie kocham. Jestem z nią, tylko dlatego, że chciałem byś była bezpieczna, ze mną nie jesteś. Chciałem mieć powód, dla którego cię zostawię, ale jak widzisz, nie potrafię długo cię okłamywać.
Po prostu myślałem, że tak będzie lepiej, ale teraz wiem, jakim debilem się okazałem, wiedząc, że nie mogę cię teraz nawet dotknąć.
- Możesz.
- Nie mogę, obiecałem Damienowi, że zrobię to tylko wtedy, gdy poprosisz, ale nienawidzisz mnie, więc nie ma o czym tu więcej gadać.
- Ale ja tego chcę Jack ! Kocham cię, bez względu na wszystko i potrzebuję cię. Twojego dotyku tak bardzo mi brak, a ty myślisz, że nie chcę.
- C... Co ?
- To co słyszałeś. Chcę tego i błagam byś w końcu zrozumiał, że cię kocham.
Podszedł do niej, chwycił ją, zamknął w swoim uścisku i mocno wpił się w jej usta. Nie pozostała dłużna. Z namiętnością oddawała, każde złączenie  ich warg. Podniósł ją i zaniósł do łóżka wciąż nie przestając upajać się jej bliskością. Położył ją, a swoje usta przeniósł na jej szyję, aby po chwili położyć się obok niej, przykryć ich kołdrą i pozwolić by położyła swoją głowę na jego tors.
- J ... Jack ? - Znów się do niego przybliżyła, chciała więcej od niego. Potrzebowała go. Tęskniła za każdym skrawkiem jego.
- Els, błagam, ja ... ja nie sądzę, by to było teraz dobre, wiesz, po prostu dajmy sobie jeszcze czas.
-  Czyli mnie nie kochasz.
- Kocham, najmocniej, najbardziej. Po prostu, nie możemy pozwolić, by jedna chwila pozwoliła nam na tak wiele. Rozumiesz ?
- Rozumiem. Kocham cię Jack.
- Ja ciebie  też Śnieżynko. - Pocałował ją, a po chwili poczuł, że zasnęła. Ułożył jej głowę na poduszkach i patrzył na nią. Jego też wzięło zmęczenie. Położył się blisko niej tak by mogła się do niego przytulać i zasnął pogrążony w słodkim śnie.


czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 13 - Chodzi ci o tę popierdzieloną przepowiednię ?

Rozdział 13.  Nie jestem pewna czy wam się spodoba, sądząc po tym w jaki sposób piszecie komentarze, wydaje mi się, że nie jesteście zadowoleni z historii. Napiszcie co chcielibyście by było bardziej częste w opowiadaniu, np  o Jelsie, o Mroku, o mrocznych, o strażnikach. Czekam na wasze zdania i komentarze. Chyba mi wena ucieka między palcami =(





Damien szedł korytarzem, a po jego głowie wciąż tłukły się słowa Jacka, które wypowiedział zaledwie parę dni temu. Wiedział, że stan chłopaka jest tragiczny, ale obiecał mu, że zaopiekuję się Elsą, zaraz po tym jak białowłosy z nią porozmawia. Jack wyglądał jakby nie spał z dobrych kilkanaście dni, co było prawdą. Ciemnowłosy widział ten ból i strach w jego oczach, oraz zadrapania na rękach i dłoniach. Za każdym razem jak mijał go na korytarzu, zastanawiał się skąd je ma. Bał się o kolegę, wiedział, że w każdej chwili chłopakowi może odbić i zrobi coś okropnego, widział jego cierpienie. Damien pomyślał, że Jack musi Elsę na serio bardzo mocno kochać, że dla jej dobra sam przyjmuje na siebie wyrok nieprzespanych nocy i ran. Nie uniknęło też jego uwadze to, że ani Elsa, ani Jack nie rozmawiają ze sobą, nie wiedział, że wiadomość o mocy i przeznaczeniu dziewczyny tak nimi wstrząśnie, że z gniewu zaczną się unikać jak ognia. To nie było normalne. Od rozmyślań odciągnął go głos Rebeccki.
- Widziałeś gdzieś Jacka ?
- Nie, a dlaczego go szukasz ?
- Chcę pogadać.
Miała już odchodzić, gdy Damien złapał ją z nadgarstek i łypnął na nią zimno.
- Niby o czym ?
- A co cię to obchodzi ?
- Nie jest teraz w nastroju, możesz go zdenerwować.
- Nic mi nie zrobi, sam prosił o rozmowę baranie.
Damien puścił ją, ale wciąż piorunował ją wzrokiem. Nie szczególnie ją lubił, bo wiedział, że to ona jest przyczyną konfliktów między tą blondynką, a Jackiem. Za to ją nawet nienawidził, ale ciekawiło go jedno. Nie chciał rozmawiać z Elsą, a prosi o rozmowę Rebecckę ? Nie pasowało mu to. Miał wiele myśli, ale jedna szczególnie wryła mu się w pamięć, a właściwie była to taka myśl, która nawet nie chciała mu przejść przez gardło. Może, może Jack chce chodzić z Rebeccką ? W końcu sam mu mówił na błoniach, że dla przykrywki jakąś znajdzie. Musiał porozmawiać z Elsą. Jak obiecał Jackowi tak, miał zamiar to zrobić.
---------------------------------
Czarny pył. Wszystko było ciemne wokół, a zimno przeszywało całe ciało, aż przechodziły dreszcze. Wiele osób, mnóstwo postaci w kapturach, a pośród nich Mrok. Wszedł w krąg, który tworzyli jego towarzysze i zwrócił się ku nim.
- Witam was moi przyjaciele ! Jak już wiecie, mam bardzo ważną misję dla was, jeden ważny cel. Byłem cierpliwy, ale to się skończyło. Przed chwilą moi najwierniejsi przynieśli mi wiadomości z Hogwartu. Wskazał na dwójkę osób, a gdy ściągnęły kaptury, ich oczom ukazała się Laura i William. Obydwoje mieli na twarzach chęć robienia krzywdy, a przynajmniej Laura, bo Will miał co prawda zimny wyraz twarzy, ale jego oczy, teraz znów niebieskie były jakby za mgłą skruchy. Mrok, ściągnął z niego blokadę, a Will w zamian za wolność umysłu obiecał posłuszeństwo. Co go tak zmieniło ? Zastanawiał się teraz i mogłoby się wydawać, że to przez strach, ale nie bał się, to było coś innego. Coś odmiennego. Teraz już wiedział, co go tak odmieniło. Ona. Jej widok. Elsa. Będąc na zwiadach, zauważył ją, jak siedziała sama na parapecie. Oczywiście ona go nie widziała, bo miał na sobie zaklęcie kameleona, ale ta skrucha była wywołana jej widokiem. Przypomniał sobie teraz co jej powiedział, zanim Mrok całkowicie opanował jego umysł. Powiedział jej, że pożałuje. Sam teraz nie wiedział, dlaczego to zrobił, gdyby mógł cofnąć czas, nie dopuścił by do tego, ale teraz już za późno. Spostrzegł, że Laura mu się przygląda więc z powrotem wciągnął na głowę kaptur, ukrywając przed nią twarz. Znów usłyszał Mroka.
- Teraz wiem, że nie mogę tak długo czekać, potrzebuję tej dziewczyny, a oni przeprowadzają jakieś treningi i z każdym dniem szanse na ich wygraną rosną. Potrzebuję kilku osób, które zaatakują tą plugawą szkołę i spróbują znaleźć tą cholerną dziewuchę !
Zgłosiło się paru chłopaków, a 5 innych zostało zmuszonych do wystąpienia.
- Dobrze, bardzo dobrze, jest was 26 + Laura i Will, razem jest 28. Jestem pewny, że wam się uda. Jeśli ktoś wejdzie wam w drogę, zabijcie. Macie ją tu przyprowadzić za wszelką cenę, idźcie po trupach, nie obchodzi mnie to, ważne by  była żywa, rozumiecie ?
- Tak, panie. - Prawie wszyscy się zgodzili, oprócz Willa.
Blondwłosy nie chciał iść. Nie chciał, zrobiłby wszystko, zabiłby każdego, porwałby każdego, tylko nie ją. Nie Elsę. Za ten konkretny błąd musiał zapłacić, ale teraz zrozumiał, że chce wszystko naprawić. Nie dopuści, by ją znaleźli. Będzie się starał ją ochraniać, tak by nikt nie zauważył. Przy odrobinie szczęścia, uda mu się to. Udał się razem z innymi w stronę wyjścia i skierował się w stronę swojej byłej szkoły.
-------------------------
Jack siedział w pokoju, czuł jak wszystko się w nim gotuje. Chodził po pokoju, który powoli zamieniał się w jedną wielką bryłę lodu.  Minęło zaledwie kilka dni od rozmowy z Damienem, a on czuł jakby minęło kilka godzin. Większość czasu spędzał na rozmyślaniu, dnie i noce. Kiedy przechodził koło czarnowłosego na korytarzu, widział, że się na niego patrzy, wiedział, że chłopak czeka aż on pogada z Elsą. Umówili się tak, że Jack najpierw porozmawia z blondynką o wszystkim, wyjaśni i odejdzie jako jej przyjaciel, a wtedy do jej życia wkroczy Damien i zajmie jego miejsce w jej sercu. Zastanawiał się nad przebiegiem tej rozmowy, tyle razy już musiał wyznawać jej coś co później bolało ich obojga, ale teraz było inaczej. Tym razem bał się o wszystko, o to czy ona rzeczywiście go znienawidzi, czy może zrozumie, że musiał tak postąpić, czy pozwoli mu odejść, a może nic nie powie ? Nie wiedział. Przypomniał sobie te kilka lat, kiedy codziennie stawali się sobie coraz bliżsi, aż w końcu dzień w którym spełniło się to o czym dawno marzył. Ich pocałunek, pierwszy pocałunek. Ich wzloty i upadki, których przez cały ten rok szkolny trochę się nazbierało, ale byli przy sobie i mimo przeciwności całego świata do ich uczucia, było im ze sobą dobrze i nic nie zapowiadało takiej zapłaty za te wszystkie miłe wspomnienia. Świat go nienawidzi, chce go zniszczyć, już drugi raz odbiera mu to co najważniejsze i najpiękniejsze. Był wściekły. Pod wpływem gniewu zaczął walić pięścią w ścianę mocniej i mocniej, aż poczuł pieczenie. Zobaczył na swoją dłoń. Była cała we krwi, obdarty naskórek spod którego wypływała nowa szkarłatna krew. Ściana również zrobiła się czerwona, a w dodatku przybyło na niej strasznych wzorów. Załamał się. Z jego oczu popłynęły łzy, ale nie dlatego, że go bolało, to nie było ważne, nawet nie czuł, płakał, bo nie wytrzymywał już tego ciężaru życia. Po kilku minutach ręka znów dała się w znaki, więc poszedł do skrzydła szpitalnego. Gdy pielęgniarka zobaczyła jego ranę, mało brakowało, a sama by zemdlała.  Jack zbywał jej wszystkie pytania, i powiedział, że był to wypadek. Mimo iż pielęgniarka nie chciała mu wierzyć opatrzyła jego ranę i pozwoliła odejść. Nie chciał dłużej tego ciągnąć. Skierował się tam, gdzie miała być Elsa. Właściwie nie wiedział, gdzie jest, ale przypuszczał. Pokój życzeń. Nie mylił się, była tam, zamrażając kilka liści.
- Śnieżynko ?
- Czego chcesz, znów mi wypowiedzieć ile błędów popełniłam ?
- Nie, nie. Przyszedłem, bo muszę z tobą porozmawiać, a ty musisz to usłyszeć, musisz zrozumieć.
Odwróciła się i przeraziła. Wyglądał jakby już od dawna był trupem, biała skóra, wory pod oczami, wychudzony, i ta jego ręka zawinięta w bandaż, który i tak był już poplamiony krwią. Bała się, nie miała pojęcia co znów zrobił, ale nie chciała nawet pytać. Mimo wszystko, mimo tego wszystkiego, tych krzywd, tych kłótni, tego milczenia i jego wyglądu, kochała go. Podeszła bliżej i bliżej, aż w końcu stanęła naprzeciwko jego. Jedyna rzecz jaka się nie zmieniła, to jego oczy, wciąż przepełnione tęsknotą i bezgraniczną miłością. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała prosto w jego tęczówki. Przysunęła się i delikatnie musnęła jego usta. Nie protestował, wręcz przeciwnie. Przysunął ją bliżej, a jego poranione ręce powędrowały na jej talię i plecy. Poczuła przyjemny dreszcz, przebiegł przez jej całe ciało. Znów spróbowała, ale tym razem bez ograniczeń wpiła się w niego, a on odwzajemnił jej pocałunek z całą siłą, ku jej uldze. Tak właśnie powinno być zawsze. Odsuwając się od niego, zobaczyła łzy na jego policzkach.
- Co się dzieje ? Czemu ty...
Położył jej palec na ustach uciszając.
- Els, obiecaj mi, że bez względu na to co powiem, nie zrobisz nic głupiego.
- O czym ty mówisz ?
- Musisz być szczęśliwa, bezpieczna. Ze mną nie jesteś. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
- Nie ma nikogo lepszego.
- Nie jesteśmy już razem, ale może niech tak zostanie.
- CO ??!!
- Ja sam nie wierzę w to, ale tak będzie lepiej dla nas, a przede wszystkim dla ciebie.
- Przecież mówiłeś, OBIECAŁEŚ, że to rozstanie nie jest na zawsze !!
- Wtedy nie wiedziałem, o tym co wiem teraz.
- Chodzi ci o ten wpis ? O to, że jestem wybraną ? O to, że ten popieprzony wpis przepowiada śmierć Mroka, a przy okazji moją ? Od kiedy wierzysz w takie bzdety ?
- To jest ważne, dobrze wiesz, że jeśli umrzesz, nie będę miał nic.
- Niby dlaczego nic ?
- Bo ty jesteś wszystkim, bez ciebie nie ma nic, jeśli umrzesz, ja razem z tobą, ale jedyne rozwiązanie to nasze rozstanie. To przeze mnie teraz cię szukają.
- Nie widzisz, że bez ciebie umieram szybciej niż by mogło się wydawać ?
- Przecież jesteś młoda, możesz mieć wszystko i każdego.
- Nie zmienisz zdania ? Nie zrobisz tego dla nas ? Ja się nie boję. To twoje słowa. - Wzięła jego rękę i splotła ją ze swoją w koszyczek. jednocześnie znów się przybliżając.
- Chciałbym, chciałbym, ale jest tak wiele przeciwności ...
- Możemy je pokonać, razem.
- Ja wiem, wiem, ale za jaką cenę ? Może kiedyś jeszcze się zejdziemy, może jeżeli naprawdę uda nam się wyjść z tego cało, może wtedy znów ci będę mówił ile dla mnie znaczysz przy zachodzie słońca, ale na razie zapomnij o mnie. Błagam.
- Nie potrafię żyć bez ciebie, nie potrafię być z nikim innym. Ty jesteś jedynym.
- Wierzę, że sobie poradzisz.  Bądźmy przyjaciółmi kochanie.
Przysunął się bliżej i znów złączył jej usta ze swoimi. Całował ją namiętnie i głęboko jakby chciał już na zawsze zapamiętać tą chwilę. Odkleili się od siebie, a on szepnął.
- Kocham cię.
Po czym, rozplątał swoją rękę i wyszedł.
Na korytarzu zobaczył Damiena.
- Idź do niej - Jack nie chciał by teraz była sama. - Potrzebuje czyjeś bliskości.
- Jesteś pewny, że to co robisz jest słuszne ?
- To będzie bolało już zawsze, ale tak, myślę, że dopóki Mrok nie zginie, będzie bezpieczniejsza z tobą.
- Czyli, będziesz chciał do niej wrócić ?
- O ile przeżyję.
I odszedł. Zobaczył jeszcze jak ciemnowłosy wchodzi do PŻ, a potem udał się do swojego dormitorium.

Usłyszała jak otwierają się drzwi. Myślała, że Jack wrócił, że stanie w tych drzwiach i powie, że to był tylko kawał, ale zawiodła się ponownie, gdy zobaczyła w nich Damiena. Podszedł do niej bliżej, a ona potrzebowała teraz kogoś bliskiego. Rzuciła mu się w ramiona, a on głaskał ją po głowie.
- Obiecuję, że nie odejdę.
Obiecał jej to. Czuła się tak bezpiecznie, ale nie aż tak dobrze jak przy biołowłosym. Nie rozumiała Jacka, kochała go kiedyś, kocha go teraz i będzie go kochać już na zawsze, jeżeli ten śniegowy bałwan myśli, że tak łatwo z nich zrezygnuje, to się grubo myli. Nie pozwoli mu odejść, będzie walczyć i wygra tą wojnę choćby miała zabić wszystkich wrogów, mimo iż jej celem była tylko śmierć Mroka.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 12 - Cierpienie to czasem najlepsze rozwiązanie.

Dziś rozdzialik 12. Mam nadzieję, że się spodoba. Rozdział krótki, przepraszam, ale nie miałam więcej czasu. Postaram się wam to wynagrodzić. Zapraszam do czytania i nie wkurzajcie się na mnie, bo to wydarzenie miedzy Jackiem, a Elsą musiało być, to część ich późniejszego związku. Pozdrowionka :*
:* i liczę na komentarze :*




Elsa od czasu pierwszego spotkania a gabinecie dyrektora i kłótni z Jackiem, całe dnie siedziała w bibliotece szukając czegoś, co naprowadzi ją na pomysł, co mogą oznaczać słowa wyryte na sztylecie. Minął 5 dzień  i nic nie znalazła. Szukała w słownikach, księgach magicznych,  w księdze czarów,  w księdze zaklęć i przepowiadań, posunęła się nawet do tego, że nocą zakradła się do działu ksiąg zakazanych, ale tam też nie było o tym wzmianki. Była już kompletnie zmęczona i załamana. Czuła jak wszystko się w niej gotuje i nie miała już sił dalej przeglądać tych ksiąg. Wzięła do ręki ostatnią książkę i pogrążyła się w lekturze. Szukanie zajęło jej kolejne 2 godziny, gdy nagle jej wzrok spoczął na nietypowym zdaniu, a jej twarz rozjaśniła się w wyrazie uśmiechu. Nareszcie coś znalazła. Wypożyczając książkę z szybkością światła pognała do WS mając nadzieję, że spotka tam przyjaciół.
Nie myliła się, wszyscy siedzieli i gawędzili, chodź zdawało się, że nie mieli zbyt miłych humorów. Wyglądali na zmęczonych. Elsa zaraz do nich podbiegła.
- Boże ! Jak ja mogłam być tak głupia ! - Jej krzyk był tak donośny, że zdezorientowany Czkawka spadł  na podłogę, ale nie miał zamiaru siedzieć tak długo, bo za chwilę wstał rozmasowując obolałe miejsce.
- Śnieżynko, dlaczego się tak wydzierasz ? - Jack miał mroczki przed oczami, a powieki same mu  spadały.
- Szukałam przez 5 dni, po różnych księgach, a tu się okazuje, że odpowiedź była tuż pod nosem !  Macie, pożyczyłam ją z biblioteki na chwilę, to księga pt " Najmocniejsze zaklęcia, potężne magiczne rzeczy i prorocze przypowieści. " Tu jest mnóstwo rzeczy na ten temat. Piszą np o eliksirze długowieczności i podobnych sprawach. O ! Tu jest. Strona 376. Tu pisze, że z łacińskiego AMOR VINCIT OMNIA to tłumacząc na nasze MIŁOŚĆ WSZYSTKO ZWYCIĘŻA. No i jest tu jeszcze streszczenie.
Elsa darła się jak szalona, ale mimo jej starań mało kto z jej przyjaciół pochwycił kontakt z rzeczywistością. Zrobili to wtedy kiedy blondynka sypnęła im śniegiem prosto w twarz. Byli źli, ale z uwagą posłuchali tego, co pisze w księdze. Był tam nawet obrazek i znaczenie tego słowa. Kiedy każdy był już rozbudzony, dziewczyna zaczęła czytać :




To słowa niesamowicie silnego cytatu, który jest oznaczeniem słów, że Miłość wszystko zwycięży, używany w wielu kulturach i przepowiedniach. Na wielu znanych i nieznanych relikwiach, albo rzeczach magicznych można zobaczyć wyryte na nich te słowa. Recz, która jest jedną z najsilniejszych na świecie broni jest sztylet Godryka Gryffindora. Ów założyciel najlepszej, najstarszej szkoły magii, miał ten sztylet w czasie śmierci, którym wcześniej zabito jego ukochaną. Z tęsknoty za miłością, zabił się by zjednać się z kochanką. Z jego krwi na sztylecie wyryły się słowa, które miały zaznaczyć, że każda Miłość jest silniejsza nawet od śmierci.  Przedmiot ten zaginął lata temu, ale powszechnie wiadomo, że ten kto go posiądzie, pokona każde zło właśnie miłością, niestety za cenę życia. 


Elsa wciąż wpatrywała się w słowa zawarte w definicji cytatu. Czyli, na to wychodzi, że ten miecz, który obecnie ona posiada, był przedmiotem wyzwolenia dobra i ostrzem, którym zabił się sam Godryk Gryffindor ? Nie chciała w to wierzyć, ale przecież takie księgi kłamać nie mogą, nie są w mugolskiej szkole, gdzie każde opowiadanie jest w innej wersji. Powoli i dogłębnie analizowała znaczenie słów. Piszą, że ten kto posiądzie sztylet będzie musiał zginąć, by ratować tych których się kocha ? Czyli taka jest jej przyszłość ? Jak ona ma to rozumieć ? Czy rzeczywiście pisana jest jej śmierć ? Spojrzała na przyjaciół, którzy też nie mieli cudownych min, w których oczach czaił się strach o nią. Wiedziała, że jeżeli to jest prawda, to podejmie to ryzyko.
- E...Els ?
Jej wzrok spoczął na Damienie, który podszedł do niej i objął ją ramieniem mocno do siebie przytulając. 
- Ja ... ja nie miałam pojęcia. - Z trudem słowa przechodziły jej przez gardło, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. 
- Nikt z nas nie miał pojęcia, dopóki nie przeczytałaś tej głupiej, plugawej książki ! Mam tego dość !! - Jack rozdrażniony do granic możliwości, wstał od stołu i rzucając przyjaciołom chłodne, rozwścieczone spojrzenie, ruszył ku drzwiom wyjściowym. 
Damien prawie natychmiast pobiegł za nim, nie dlatego by się z nim kłócić, ale dlatego, że wiedział na czym polega problem, który tak go wkurzał od kilku dni. 
Elsa wciąż w szoku, patrzyła się na miejsce w którym zniknęli chłopcy, a po jej policzku potoczyła się łza. Nie chciała płakać, ale co ona teraz miała lepszego do roboty ? Wielkie nic. Wstała i wolnym ruchem zaczęła się oddalać. Anka poszła za nią zabierając ze sobą przyjaciółki. Przy stole zostali tylko Czkawka, Eric i Kristoff, którzy nie bardzo załapali co właściwie przed chwilą się stało.


Białowłosy szedł przez błonia zamrażając po drodze wszystko co napotkał. Wkurzony i rozłamany nawet nie wiedział, że obok niego idzie Damien. Skapnął się dopiero, gdy ten się odezwał.
- Jack...
- Co ? To ty cały czas tu byłeś ??!!
- No wiesz, zauważyłem, że jesteś zły, więc poszedłem za tobą.
- To nie było konieczne. 
- Ja mam inne zdanie co do tego, stary ja widzę, że coś cię gnębi odkąd tylko wyszliśmy od dyrektora.
- To nie jest takie proste.
- Wiem, ale opowiedz mi może będzie lepiej.
- Serio ? Masz mnie za laskę, która musi się wygadać przyjaciółce ?
- A czy ja wyglądam na pannę ? To będzie taka męska rozmowa, na serio, uwierz mi.
- No dobrze. - Jack uśmiechnął się lekko. - Dobrze się składa, bo ja też chciałem z tobą pogadać. 
- O czym ?
- Chyba sam powinieneś wiedzieć. 
- Wiesz, jest wiele rzeczy o których możesz ze mną pogadać. - Damien nie bardzo kumał co kolega chciał mu przekazać.
- No dobra, więc zacznijmy od początku. Ja i Elsa, jesteśmy blisko ze sobą ...
- Powiedziałbym, że bardzo blisko. -Wtrącił się Damien.
- Tak, chodzi o to, że ... że ja ją kocham i ty o tym wiesz. - Jack widział, że szatyn chce coś powiedzieć, ale go uprzedził. - Ale kłopot w tym, że za los jakoś nie bardzo chce byśmy razem byli, więc dlatego zerwaliśmy. Głównym powodem było to, że Mrok i ja jesteśmy w jakiś sposób połączeni i gdy ja ją dotykam to on ją wyczuwa. Niestety, dowiedział się o niej i teraz stara się wedrzeć wgłąb jej umysłu i chce ją przeprowadzić na swoją stronę, a jego moc jest na tyle silna, że wywiera pewne reakcje na Elsę. Jej dotyk sprawia mi ból i dlatego też boi się, bo nie chce mi zrobić krzywdy.
- Rozumiem - Damien pokręcił głową, ale widział, że Jack ma jeszcze dużo do powiedzenia, więc dopuścił go do głosu.
- Właśnie, a teraz, gdy ona jest tą wybraną i to ona może go pokonać, a jak się dzisiaj okazało umrzeć przy okazji, mam mętlik w głowie. Kocham ją, jest dla mnie najważniejsza i dlatego nie mogę być samolubny. 
Jack stanął, więc i jego towarzysz również. Stali teraz twarzą w twarz, patrząc na siebie. Jack widząc, że Damien wciąż go słucha, ciągnął dalej.
- Dlatego nie zasługuję na nią, ale widzę, że ty też obdarzasz ją takim samym uczuciem co ja. Nie wiem kto z nas kocha ją bardziej, ale nie mogę pozwolić by stało jej się coś złego. Wiem, że ci na niej zależy, że zrobiłbyś wszystko dla niej i chcesz z nią być, dlatego ja się usunę, a ty jeżeli naprawdę ci na niej zależy, postarasz się zastąpić mnie w jej życiu.
- Ale co ty masz na myśli ?
- Zostanę jej przyjacielem, tak jak wcześniej. Będę żył jak dawniej, znajdę dziewczynę i ja i ona będziemy się kumplować.
- Czyli, chcesz bym ja był z Elsą ? - Chłopak nie wierzył, że białowłosy sam go prosi o opiekę nad blondynką.
- A nie chcesz tego ?
- Chcę, bardzo chcę. - Zatrzymał się na chwilę, a potem dodał. - Ja kocham ją.
- No więc w czym problem ? Tak z resztą będzie lepiej. Chcę żebyś obiecał, że cokolwiek się stanie będziesz ją chronił.
- Obiecuję.
- Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię bez mrugnięcia okiem. - Jack na początku był stanowczy, ale później uśmiechnął się, a Damien widząc, że Jack powiedział to pół żartem, pół serio, sam odwzajemnił gest.
- Tak, obiecuję, że jej nie skrzywdzę. Ale, dobrze wiem, że nigdy nie będę dla niej tak ważny jak ty jesteś.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Jej będzie lepiej. Ale zapamiętaj jedno. Nieistotne co powiem i co zrobię i z kim będę, to wiedz, że nigdy, ale to nigdy nie przestanę jej kochać. Ona jest tą jedyną. Wiec nie dziw mi się, kiedy będę patrzył na nią tęsknym wzrokiem. Szczerze mówiąc, to walałbym umrzeć niż wyrzec się mojej miłości do niej.
- Wiem i rozumiem. Nie będę się dziwił, bo wiem, że może ona kiedyś przestanie cię kochać tak mocno, ale nigdy nie zapomni. Część jej serca już na zawsze zostanie z tobą. 
- No więc w takim razie, wszystko wyjaśnione. Ale nie mów jej o tej rozmowie, nie mów jej tego, że ja sam kazałem ci się nią zaopiekować. 
- Nie powiem, to sekret. 
- Właśnie. Chodźmy może do środka, nie wolno nam być na błoniach.
Damien skinął głową i skierowali się w stronę budynku. Jack wiedział, że popełnia straszliwy błąd, ale nie mógł dłużej patrzyć na nią i na te jej oczy przepełnione bólem i beznadziejną tęsknotą za nim. Chciał, by była szczęśliwa i wiedział, że Damien jej to szczęście zapewni. Kochał ją tak bardzo, że woli cierpieć, ale widzieć ją wesołą i radosną z innym. Wiedział, że będzie musiał grać, że będzie musiał znaleźć sobie dziewczynę jako podszywkę. Może nawet rzeczywiście ją polubi, ale jego serce zawsze będzie z Elsą, tak samo jak jego miłość.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 11 - Plan

Rozdział 11. Opóźniony, ale jest =) Mam nadzieję, że się spodoba. Dzisiaj jest już troszkę więcej akcji i napięcia. Nie jest on specjalny jakiś, ale jestem z niego zadowolona. Przypominam o 2 blogu :*
Pozdrowionka Mroźne i puszyste :*


Następnego dnia Anka niecierpliwie czekała aż w drzwiach WS pojawi się jej siostra. Cieszyła się, że w końcu ją zobaczy, porozmawia, ale nie było tego widać po jej twarzy. Dlaczego ? Dyrektor oficjalnie wczoraj ogłosił, że od dzisiaj dementorzy będą częścią ochrony szkoły, aż do odwołania. Każdy obawiał się, że Mrok jednak spróbuje się wedrzeć do Hogwartu i o wiele się nie pomylili. Istotnie z Proroku Codziennym pisało o kilku napaściach na wybranych młodych czarodziei, którzy znikali albo po prostu zmieniali się w czarne charaktery. Nikt pod żadnym warunkiem nie chciał opuszczać murów szkoły magii. Można było teraz powiedzieć, że nastały czasy strachu, ale nikt nie wiedział, że tylko jedna osoba z tej szkoły może uratować im życie i wyzwolić świat magii od strachu. To wszystko zależało od przepowiedni, która zaginęła wraz z założycielami Hogwartu. Dotarły do nich też wiadomości, że dementorzy przeczesują również Hogsmeade, szukając jakiś sprzymierzeńców Mroka, ale bezskutecznie, najwyraźniej nie są głupcami i mają świadomość, że sami sobie nie poradzą z strażnikami Azkabanu.
W każdym bądź razie Anna, Roszpunka, Merida, Czkawka i Jack siedzieli przy jednym stole czytając gazetę. Dlaczego przy jednym ? Ogłoszono, że lepiej będzie, gdy każdy z domów zacznie współpracować bardziej niż dotychczas, tak więc teraz każdy mógł siedzieć z kim się im podobało, ale nie każdy był z tego zadowolony. Nauczyciele protestowali i doradzali by zamknąć szkołę i nie otwierać jej na nowy rok szkolny, a ponieważ rok szkolny miał się kończyć za miesiąc, musieli podjąć szybką decyzję. Ostateczne postanowienie nie miało dobrych skutków, ale przynajmniej było rozsądne.
Elsa szła do Wielkiej Sali z bardzo niewyraźną miną, ale nie wiedziała, że jeszcze bardziej się wykrzywi, gdy się o wszystkim dowie. To miało znaczenie dla niej, bo oczywiście to ona była na tyle potężna by stawić czoło Mrokowi, ale bała się, bardzo.
Gdy tylko weszła zaraz znalazła się koło swojej rudej siostry, która jak oszalała zaczęła ją przytulać. Blondynka cieszyła się, że jej magia, poddawana Czarnemu Panu nie działała na jej siostrę, ani na przyjaciół. Bolało ją to, że ta magia była nieodporna tylko na jedną osobę, na Jacka. Jego dotyk był cenniejszy niż wszystkich uczniów Hogwartu razem wziętych. Patrząc teraz na białowłosego musiała się powstrzymać tylko do uśmiechu, który on z chęcią odwzajemnił.
- Śnieżynko, wiedziałaś o tym ? - Chłopak podsunął jej pod nos gazetę.
- O czym ? - Nie bardzo wiedziała o czym on mówił, ale postanowiła przeczytać to co jej dał.
Sam nagłówek mógł już wywołać ciarki na plecach, a był on taki :

ATAKI NA MUGOLI I MŁODYCH CZARODZIEJÓW.

Ostatnio, w całym świcie czarodziejów, można było wyczuć  niemiłą atmosferę połączoną z strachem. 
Nieważne jaki czarodziej byłby odważny, każdy z nich się boi. Z wiosek i miast zaczęli znikać czarodzieje w wieku 19 - 23. Jak się okazało było ich dosyć dużo i z każdym dniem ich przybywa. Jak dotąd zniknęło 43 czarodziei i czarodziejek. Na miejscu zdarzenia zawsze zostawał czarny piach. Nawet mugole, tak przeciętni, zwykli ludzie wyczuli jakieś niebezpieczeństwo. Wielu mówi, że to jakiś potężny czarodziej stoi za tymi atakami. Odwiedziłam ostatnio jakąś wioskę i przeprowadziłam krótki wywiad z starszą panią, która była na miejscu zdarzenia. Jej słowa na końcu wypowiedziane, świadczyły tylko o tym, że na prawdę jest coś na rzeczy, a sama staruszka jest przestraszona :

- Czy może nam pani powiedzieć, co pani zobaczyła ?
- Piach i ciemność. Wszędzie było ciemno. Latarnie zgasły, a na ulicy pojawiła się jakaś młoda dziewczyna, w wieku około 17 lat. Miała brązowe włosy i cała była ubrana na czarno. Towarzyszyły jej jakieś czarne konie z których sypał się czarny piach i nagle te konie zaatakowały chłopaka w tym samym wieku, a później wszystko znikło wraz z tym biednym chłopcem. Potrzebujemy pomocy, pomocy i tylko jedna osoba może to zło pokonać. Wybrana. Wybrana. 

Tak więc jak widać, strach się bać. Kim jest wybrana ? I czy rzeczywiście ona zapewni bezpieczeństwo całemu magicznemu światu ? I czy pokona to zło ? 
Więcej w następnym wydaniu " Proroka Codziennego "
~ Mandy Taylor.

Elsie wciąż te słowa dudniły w uszach. To ona była tą wybraną, choć wiedzieli o tym tylko jej przyjaciele, Jack, strażnicy i dyrektor. Co ona ma teraz zrobić ? Wszyscy pokładają w niej nadzieję. Nie może ich zawieść, nie może, ale boi się. Boi się, że nie podoła. Drżącymi rękami odłożyła gazetę i spojrzała na przyjaciół.
- J...Ja, ja nie wiem c...co ja...
- Hej spokojnie. - Anka objęła siostrę ramieniem, mając nadzieję, ze tym samym doda jej otuchy. 
- Nie mogę być spokojna ! To ja jestem wybraną ! Jak ja mam być spokojna, kiedy to ode mnie zależy życie tych wszystkich ludzi ! 
- Els. - Czkawka złapał ją za rękę. - Przecież wiesz, że my jesteśmy z tobą, kiedy przyjdzie do ostatecznej bitwy, my będziemy obok ciebie.
- Nie wy nie możecie ...
Nie dokończyła bo usłyszała głos dyrektora. 
- Witajcie ! Zapewne, już wszyscy wiecie jak wielkie niebezpieczeństwo grozi naszej szkole, a ponieważ rok szkolny kończy się już za miesiąc, musieliśmy wraz z gronem nauczycielskim podjąć odpowiednie kroki i środki. Postanowiliśmy, że nie zamkniemy szkoły, ale tu czeka was niespodzianka. Otóż potrzebujemy pomocy w ochronie i walce, ale takich uczniów którzy wiedzą z czym mamy do czynienia i mają już dużą wiedzę w dziedzinie Obrony Przed Czarną Magią, dlatego postanowiliśmy, że na następny rok szkolny do Hogwartu przyjadą tylko 6 i 7 klasy. 
Po sali rozniósł się szum. Starsi nie byli zadowoleni z tego, że muszą ryzykować życiem, ale nie śmieli się sprzeciwić. Anka oczywiście nie była zachwycona tym, że będzie się musiała rozstać z siostrą, ale nie miała wyboru, natomiast sama Elsa cieszyła się, że ruda nie będzie mogła brać udziału w bitwie i że będzie bezpieczna. To podnosiło ją na duchu. Spojrzała na Jacka i ich spojrzenia spotkały się. Poczuła ciepło rozpływające się po jej ciele i te jego iskierki. Widziała w tym jego błękitnych tęczówkach miłość i zrozumienie. 

Jack patrzył na Elsę i wiedział, że blondynka cieszy się i boi jednocześnie. Chciał do niej podejść i ją przytulić, ale obiecał jej, że bez względu na wszystko nie dotknie jej. Troszkę go to ukuło, ale wiedział, że mimo wszystko ona go kocha i nie przestanie. On też ją kochał, ale jeśli przyjdzie im rozstać się w najgorszy sposób z możliwych i zobaczyć się dopiero w niebie, to ostatnie czego chciał, to poczuć jej ciepło, skórę, włosy i złączyć ich usta w pocałunku. Wydawać by się mogło, że to takie piękne i romantyczne, ale on wolał jednak, by do tego nie doszło. Może przecież przeżyć z nią tyle wspaniałych, romantycznych chwil i tyle dni, tyle nocy, całe życie jeśli tylko uda im się ujść z życiem z tej cholernej wojny. Wolał nie denerwować się teraz i cały gniew zostawić na dwójkę osób, które tak perfidnie go oszukały. Zdrada Laury wcale go nie interesowała, ale jego kuzyn. Prawda, nie lubił go ze względu na jego uczucie do Elsy, ale do jasnej cholery ! Był przecież jego kuzynem, rodziną która jako jedyna mu została. Czy to się nie liczyło ? Najwyraźniej nie. Miał jednak cichą, nikłą nadzieję, że w Willu zostało jeszcze jakieś uczucie. Byle jakie byleby było. Dopiero teraz poczuł strach, ale czując przy sobie przyjaciół wiedział, że nie podda się tak łatwo. Już raz stracił życie a wraz z nim wszystko co kochał i teraz, gdy znów ma po co i dla kogo żyć, nie może odpuścić. 
Nie wiedział nawet kiedy dyrektor skończył przemówienie i uczniowie zaczęli powoli opuszczać salę, najedzenia i pełni energii. Wstał i wraz z innymi skierował się do wyjścia. On i reszta jego paczki mieli mieć spotkanie z strażnikami i dyrektorem, oczywiście w gabinecie dyrka. Wchodząc czuł, że plan jaki mają nie jest idealny, ale wystarczy. W środku zastał już Mikusia i resztę oraz dyrektora. Jak to możliwe, że on tak szybko tu się znalazł. Teleportacja czy co ? Głupi. Przecież mógł użyć zaklęcia. Z zrezygnowaniem przejechał dłonią po twarzy. No on na serio ma jakieś odchyły. Podszedł do Roszpunki i Meridy i wcisnął się między przyjaciółki. Za chwilę zjawił się też Damien i Eric, którzy też byli wciągnięci w tę całą komedię. 

- Tak więc jak wiecie musimy mieć plan. Naszą przynętą musi być ktoś na kim zależy Mrokowi, a więc Elsa. 
Jackowi nie podobało się to, nie chciał by się narażała, więc przeciwstawił się.
- Nie ! Ja to zrobię, w końcu Mrok chce dorwać też mnie.
- Tak. - Mikuś musiał się wtrącić. - Ale na tobie chce tylko zemsty. A Elsa jest jedyna, która może mu odebrać siły, ale mimo wszystko nie zabił jej, bo chce ją mieć w swoich szeregach. Jest lepszą przynętą. ty schodzisz na 2 miejsce.
Oczywiście, Jackowi wydawało się, że każdemu w tej sali zależy na jej śmierci, to przecież jasne, że Elsa nawet jeśli będzie ją torturował to i tak się nie złamie, a kiedy zobaczy, że ona nie pomoże mu za żadne skarby, zrobi z nią porządek i nawet nie mrugnie.
- DO CHOLERY, PRZECIEŻ ON JĄ ZABIJE !!!! CZY WY JUŻ NIE MYŚLICIE ?? 
- Jack !!! Uspokój się !! - Damien położył mu rękę na ramieniu, ale ten prawie natychmiast ją strącił. 
- Jack. - Elsa stanęła tuż przed nim.- Poradzę sobie.
- Nie śnieżynko. Nie poradzisz. On cię zabije, a ja do tego nie dopuszczę. 
- Jack poradzę sobie. - Elsa była nieugięta. 
Poczuł się urażony. Nawet ona już nie słuchała go i nie brała pod uwagę jego słów i jego troski o nią.
Świat na serio chce go zniszczyć psychicznie. 

Blondynka widząc minę białowłosego, przybliżyła się znacznie, ale zachowała dystans by go nie dotknąć. Spojrzała mu w oczy. Były przepełnione strachem o nią. Chciała mu pokazać, że nie musi się martwić, że wyjdzie z tego cało i kiedyś zaczną wspólne piękne życie.
- Pamiętasz, co mi mówiłeś wczoraj ? Kiedy rozmawialiśmy, a ja nie chciałam otworzyć drzwi ?
- No tak.  Prosiłem cię abyś mi zaufała.
- Więc i ty też potraktuj to jako prośbę i mi zaufaj. 
- Ja tylko nie chcę by coś ci się stało.
- Nie stanie mi się nic. Wiem co robię Jack.
Ich konserwację przerwał  głos dyrektora. 
- Tak, zgadzam się z panną Snow. Więc zrobimy tak. Oczywiście wracacie na nowy rok szkolny do Hogwartu, więc będziemy się mieć na baczności. Ale dowiedzieliśmy się, że Mrok planuje ostateczny atak na następny rok. Te zniknięcia, nie są przypadkowe. On zbiera armię Mrocznych*. Kiedy już mu się to uda, zaatakuje z całych sił. Nie cofnie się przed niczym. Panno Elso mam coś dla pani.
Wstał na chwilę z fotela i podszedł do wielkiej szafy, Otworzył drzwi, a po chwili wyjął szkatułkę, którą podał zdezorientowanej blondynce.
Otworzyła ją i jej oczom ukazał się sztylet, jego rękojeść była pokryta diamentami, a na ostrzu widniał napis  AMOR VINCIT OMNIA**
- Jest piękny, ale takim nożykiem mogę mu co najmniej obciąć włosy. - Elsa wyglądała tak dziwnie, że wszyscy zebrani popatrzyli na nią jak na jakiś eksponat w muzeum.
- To potężna broń panno Snow. - Dyrek wyglądał na urażonego. 
- Ale to prawda, jak czymś tak małym można pokonać czarnoksiężnika i strażnika ? - Pierwszy raz odezwał się Damien podchodząc do Elsy i wpatrując się na broń. 
- Nie ważny jest wygląd ani rozmiar. Ważne jest ostrze. Widzicie tan napis ?
- AMOR VINCIT OMNIA. - Roszpunka nie bardzo wiedziała co to znaczy, ale przeczytała bez problemu.
- Tak, jest po łacinie, ale sama musisz się domyślić co to znaczy.
- Poszukam w bibliotece.
- Dobry pomysł. A więc na razie wszystko jest wyjaśnione. 
- Jak to wszystko ? A co z tym jak mamy go pokonać tym nożem ?
- Dowiecie się następnym razem ,a teraz wybaczcie, ale mam dużo pracy. 
- Dowiedzenia. - Wszyscy byli zdziwieni, ale wyszli.
Strażnicy wrócili na Biegun, a uczniowie wrócili do swoich zajęć. 
Elsa poszła do biblioteki, a Jack postanowił odetchnąć i wyszedł na błonia mimo zakazom.
Chyba tylko on czuł się jakby grał w komedii, której zakończenie nie bardzo się podobało i miało okazać się wielką klęską.


*Mroczni - To czarodzieje przemienieni za sprawą Mroka. W skład Mrocznych wchodzą również Will i Laura.
** AMOR VINCIT OMNIA - (łac.) Co po polsku znaczy dosłownie MIŁOŚĆ PRZEZWYCIĘŻA WSZYSTKO.

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 10 - Otwórz te drzwi !

Rozdział 10. Nie wiem czy ktoś tu jest, ale mam nadzieję, że się spodoba. Ostatnio  źle się ze wszystkim czuję i zastanawiam się czy nie zrobić sobie przerwy. Cała historia o Jelsie jest już zaplanowana, wystarczy to tylko przenieść na bloga, ale ostatnio marnie jakoś czytacie tą stronkę. Mam nadzieję, ze pod tym postem pojawią się jakieś miłe komentarze które mnie zmotywują i napełnią weną. =) Rozdział bardziej romantyczny, ale dopiero w następnych pojawi się akcja.


Godzina 5 rano, dwa poranione serca, w głuchej ciszy i ciemności krzyczą do siebie z tęsknoty. Obydwoje tak bardzo stęsknieni. Świtało, gdy Jack obudził się z  wielogodzinnego letargu. Wciąż trzymał w swoich dłoniach pamiętnik. Wstał i troskliwe włożył zeszyt do torby. Ubrał się szybko i wyszedł na śniadanie, mając nadzieję że zobaczy Elsę po drodze, ale nie miał tego szczęścia. Wchodząc spostrzegł Roszpunkę i Czkawkę, którzy rozmawiali o czymś zaciekle.
- O hej bałwanku ! Jak tam ? - Punzie wyglądała jakby miała co najmniej pęknąć za chwilę ze szczęścia, ale jemu wcale nie było do śmiechu. Nie odpowiadając nic koleżance obrał kierunek wiodący do stołu wychowanków Salazara. Po niezbyt obfitym śniadaniu udał się w stronę sali wróżbiarstwa. Nie miał ochoty widywać się z zwariowaną nauczycielką, która prawie zawsze w swojej kryształowej kuli widziała tylko śmierć. Oczywiście wróżba ta zawsze była kierowana do Jacka, ale może w tym jednym miała rację. Umierał powoli i boleśnie, z każdą minutą życie coraz bardziej go dobijało, wiedząc, że jest w zmowie z czasem, który odbiera mu wszystko na czym mu zależy, a mówiąc wszystko ma się na myśli Elsę. Ona była tym wszystkim. Później nie było też na wesoło. Po wróżbiarstwie miał zielarstwo, OPCM, transmutację i dwie godziny eliksirów. Na tych ostatnich nie mógł się skupić i nie robił odtrutki na ukąszenie zimnogada jak należy. Za karę mistrz eliksirów wlał mu veritaserum i wypytał o szczegóły jego dzisiejszego zdezorientowania.  Kiedy dowiedział się, że jego myśli kręcą się wokół Elsy, wkurzył się jeszcze bardziej, był na tyle złośliwy, że wlał mu odtrutkę i kazał mu sporządzić amortencję, mieszając jeszcze w tą karę Elsę.  W dodatku zagroził, że jeśli eliksir nie będzie przyrządzony odpowiednio, skutki błędu odczują na sobie. Jack wolał nie wchodzić z nim w gadki, bo nie miał cudnych wspomnień z tym płynem, choć z łatwością mógł go teraz zamrozić to nie zrobił tego.Martwił go tylko fakt, że przez cały dzień nie mógł znaleźć blondynki. Nie było jej na śniadaniu, obiedzie, ani na żadnej lekcji, w dodatku wpakował ją w karę daną od tego wrednego nietoperza. Miał też wyrzuty, że czytał pamiętnik swojej ukochanej i teraz chciał się go pozbyć jak najszybciej. Wchodząc do PW natknął się na Czkawkę i Flynna, którzy zmierzali do sypialni dziewcząt. Zaraz ? Co ? Zaciekawiony postanowił za nimi iść. Okazało się, że dotarli pod drzwi dormitorium Elsy, gdzie była już Anna, Roszpunka, Merida i Damien którzy walili pięściami w drzwi, wręcz błagając by wydała z siebie choćby jęk. Istotnie siedzieli już tu prawie godzinę i mimo starań, Elsa nie odezwała się, nie wydała nawet cholernego westchnienia. Nic.
- Co tu się dzieje ? - Jack wydawał się być na serio zdziwiony.
- Czekamy, aż ta blondi w końcu otworzy drzwi albo wyda z siebie jakikolwiek dźwięk. - Damien wyglądał na zdenerwowanego, a Jack wiedział, że on martwi się o nią w takim samym stopniu, co on.
- Może śpi ? - Miał nadzieję, że to co powiedział nie brzmiało głupio, ale chyba się przeliczył.
-  Śpi ? Myślisz, że na serio mogłaby spać, gdy my walimy w jej drzwi i drzemy się już od godziny ?
- No to może jej tam nie ma ?
- Jest - Anka odezwała się, a on mógł poczuć w jej głosie zdecydowanie i pewność i wiedział, że ona rzeczywiście musi być w środku.
- Każdy już próbował ją wyciągnąć, ale nie udało się to żadnemu z nas.- Roszpunka brzmiała jakby straciła wszelką nadzieję.
- Jack, może ty z nią porozmawiasz ?
- Ja ????- Szczerze wątpił, by chciała w ogóle go posłuchać, a co dopiero otworzyć drzwi. Ale przecież musiał coś zrobić. Sam chciał bardzo ją zobaczyć.
- No dobra, w sumie mogę spróbować, ale nie jestem pewny czy się uda.
Jak na komendę po słowach Jacka, wszyscy wybiegli, a gdy  ten sprawdził czy nikt z nich nie podsłuchuje, lekko zapukał w drzwi. Nic. Zero reakcji.
- Els, to ja. Jack. Wiem, że tam jesteś, dobrze wiesz, że nie odejdę stąd dopóki nie odpowiesz.
Elsa istotnie wiedziała, że Jack nie odpuści, nie mogła pozwolić na to by wciąż i wciąż tu siedział.
- Czego chcesz Jack ? Nie jestem w nastroju.
- A jednak ... odezwałaś się. Chcę porozmawiać.
- O czym ? - Jej głos był tak słaby, tak łamliwy.
- O wszystkim - Powoli zjechał na podłogę wzdłuż drzwi. Siedział teraz oparty plecami o drzwi do pokoju Elsy. Dokładnie w tym samym miejscu co ona.
- Czyli ?
- No wiesz, dlaczego nie było cię dziś na lekcji, dlaczego w ogóle mnie unikasz, dlaczego boisz sie mi zaufać, a co najważniejsze o nas.
- Jack, nie może być nas.
- Ja wciąż w to wierzę, że jednak się uda. A po za tym zmieniając temat. Zgubiłaś coś.
Jack pogrzebał chwilę w torbie po czym wyjął z niej zeszyt.
- Twój pamiętnik.
- Co ? - Elsa spytała i uchyliła drzwi na 2 cm.
- To. - Jack przełożył notatnik przez szparę.
- Dziękuję - Elsa zacisnęła palce na swoim pamiętniku.
- Spokojnie, nie czytałem. - Niebieskooki wiedział, że skłamał, ale musiał, bo gdyby powiedział, że czytał tych parę zdań, nie wybaczyłaby mu. Nigdy.
- Wierzę ci Jack.
- Śnieżynko, powiedz mi dlaczego ? Dlaczego tak bardzo się boisz spotkania ze mną ?
- Jack, ja nie mogę. Powiedz jaki jest w tym sens, kiedy nawet nie mogę cię dotknąć ?
- Ależ możesz, kto ci broni ?
- Nie mogę, Jack, Mrok zaczął już mnie gnębić koszmarami, stara się wedrzeć do mojego umysłu, a robiąc to powoduje specyficzne zmiany we mnie. Nie z wyglądu, ale z głębi. Mój dotyk może cię boleć. Może cie skrzywdzić.
Jack zauważył, że dziewczyna zrobiła jeszcze większą szparę, wystarczającą by widzieć kawałek pokoju. Zobaczył też jej dłoń leżącą na ziemi tuż przy drzwiach. Włożył tam rękę, by móc poczuć jej delikatną skórę. Elsa widząc, co chce on zrobić szybko ją zabrała.
- Elso, ufasz mi ?
- Tak.
- Więc nie bój się. Proszę zaufaj ten jeden raz, ja się nie boję. Zaufaj.
Zaufała. Powoli przysunęła rękę w stronę drzwi i wsadziła ją do połowy szczeliny. Jack widząc, że zaufała przysunął swoją i stało sie. Ich dłonie splotły się ze sobą tworząc koszyczek. Jack poczuł lekkie ukłucie bólu, ael nie zabrał ręki, wręcz przeciwnie, wzmocnił uścisk, a jego serce powoli zaczęło się odbudowywać.
- Jack, boli cię. Proszę pozwól mi...
- Nic mi nie jest śnieżynko. Nie rób mi tego znów. Zaufaj mi i uwierz. Els, nic mnie nie boli kiedy mogę cię czuć, kiedy wiem, że jesteś tak blisko. Działasz na mnie jak lek przeciwbólowy na każdy rodzaj bólu.
- Jack ...
- Ciii - Jack uciszył ją. - Ale chcę, żebyś wiedziała, że będę czekał. Tak długo jak będzie trzeba. Będę czekał, bo jesteś jedyną osobą na której mi zależy, jedyną najważniejszą, którą kocham. I wiedz, że ja wierze w nas i się nie poddam.
- Kocham cię Jack. Od zawsze i na zawsze. - Ścisnęła mocniej rękę Jacka, a kiedy on odwzajemnił uścisk, po jej policzku popłynęła łza, a usta wygięły się w uśmiechu. Te słowa, tak ważne, utwierdzały ją w przekonaniu, że jest tą jedyną i zawsze będzie.
Siedzieli jeszcze tak rozmawiając do wieczora, a potem Jack opowiedział przyjaciołom o tym zdarzeniu. Anka z wdzięczności przytuliła Jacka, bo teraz miała przynajmniej pewność , że Elsa żyje. Blondynka obiecała, że jutro już normalnie wstawi się na lekcjach, śniadaniu i  cały dzień będzie spędzać z nimi. Wiedzieli teraz, że tylko Jack jest wstanie dotrzeć do niej i do jej serca, tylko jego nie jest w stanie odtrącić.
Wieczorem dziewczyna napisała kilka słów do Jacka i wysłała przez małą sówkę.
Kiedy Jack wieczorem siedział i przeglądał księgę czarów,  w poszukiwaniu czegoś co mogłoby unicestwić Mroka, do jego okna zapukało coś małego. Otworzył je na oścież i wkroczyła do środka mała sówka wielkości piłki do siatkówki. ( u nas ). Zobaczył przywiązany liścik, odwinął go i dał zwierzątku się napić głaszcząc ją delikatnie. Liścik miał treść :


Wiem, że się nie poddasz, ja też nie zamierzam, ale wciąż nie wierzę, że cię to nie bolało, nie chcę żebyś cierpiał. Wierzę, że już za niedługo pokonamy Mroka, a wtedy będziemy już tylko my. Chciałabym cię mieć teraz tutaj przy sobie, bo moje łóżko jest jakoś dziwnie duże dla mnie samej, a moja poduszka nie spełnia dobrze swojego zadania, za to ty robisz za poduszkę idealnie. 
Już jutro się zobaczymy. 
KOCHAM CIĘ JACK :* <3 
  Elsa.


Czyli jednak wierzyła. Uśmiechnął się i położył liścik na stole. Teraz wiedział, że nic nie jest w stanie rozłączyć, ani zniszczyć ich miłości. Usiadł na parapecie, a sówka usiadła mu na ręce, dziobnęła  go pieszczotliwie w palec w geście podziękowania i wyfrunęła przez okno. Jack spojrzał na księżyc. Teraz dziękował mu, bo gdyby go nie obdarzył mocą, nigdy nie poznałby Elsy i nie miałby tego co ma teraz. Jego serce ułożyło się w całość, a jego miłości do Elsy przyglądały się gwiazdy na niebie i księżyc, stając się coraz jaśniejsze.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9 - Myśli przelewane na papier...

Dzisiaj rozdział 9 :* Przyjemnego czytania. Wiem, że ten blog poszedł w zapomnienie zanim jeszcze się rozwinął, ale trudno, w każdym razie napiszę tą historię do końca. :(
2 Blog o Jelsie - http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com
Pozdrawiam :* ( o ile ktoś tu jeszcze jest )



Szła korytarzem, a właściwie biegła. Elsa przemierzała wielkim sprintem lochy Hogwartu, bo i tak była już spóźniona jakieś dobre 5 min. Co było powodem jej nierozgraniczenia w czasie ? Jack. Wciąż myślała o swoim " przyjacielu " bo chłopakiem już jej nie był. Wpadła do sali i zaraz na poczekaniu była przy tablicy, a mistrz eliksirów nie wyglądał na zadowolonego. Po dobrych 15 minutach wydzierania się na nią, kazał jej iść do ławki i sporządzić idealny eliksir niewidzialności, choć dobrze wiedział, że Elsa bardzo dobrze się uczy, więc z pewnością uwarzy go jak należy i tym samym uniknie kary. Dziewczyna rzeczywiście przygotowała ciecz z dokładnością, ale mimo wszystko uważała, że idealny nie był, bo przy ważeniu go wlewała wszystkie składniki jak leci, a później z niedokładnością go zmieszała, ale udało jej się jakimś cudem. Po zerwaniu z Jackiem chodziła przygnębiona, mimo iż widywała go niemal codziennie to brakowało jej go tak bardzo. Z nim też nie było dobrze. Rozstanie z blondynką wiele go kosztowało, nie tylko siły i wytrzymałości co uniknięcia rozerwania serca na kawałki z tęsknoty. Nie miał pojęcia, że dziewczyna codziennie wyżywa się długopisem na papierze zapisując wszystkie jej rozterki. Elsa prowadziła pamiętnik. Nowy zeszyt miał już poklejone kartki z słonych łez blondynki, które codziennie się wylewały dając początek chwilowej uldze, która później znów była zastąpiona smutkiem. Codziennie się widywali, ale ostatnio zaczęło się zadawanie SUMÓW , więc dziewczyna nie miała czasu z nim rozmawiać, on za to spędzał swój czas na treningach, albo po prostu włócząc się bez sensu po szkole. Ale dziś miało być inaczej, miał z nią spędzić całe popołudnie i wieczór.
- Śnieżynko ! Jak się czujesz ?
- Mam być szczera Jack ? Okropnie. Trzeba się ciągle uczyć mam tego dość, a w dodatku nie trafiliśmy jeszcze na żaden ślad, gdzie może się ukrywać Mrok.
- To chyba dobrze nie ? Arendelle jest bezpieczne i ty też. Lepiej nie wywoływać wilka z lasu Elso. Cieszmy się na razie spokojem.
- Jack ! On zagraża całemu Hogwartowi, a ja mam się nie przejmować i tak po prostu bawić, kiedy on rośnie w siłę ?
- Nie miałem tego na myśli.
- Nie mogę tak Jack. Codziennie budzę się z krzykiem bo te koszmary nie dają mi spokoju.
- Koszmary ?
- Eee nie ważne - Elsa ugryzła się w język za późno, nie chciała by się dowiedział o tym, że co noc miewa koszmary, a zwłaszcza o tym co one przedstawiają.
- Els, to nie jest nic. Powiedz to może być ważne. Może Mrok coś już namierzył i zaczyna cię gnębić ?
- Nie, To tylko wymysł mojej wyobraźni.
- Proszę, dlaczego mi nie ufasz ? Przecież nikomu nie powiem z wyjątkiem strażników i dyrektora.
-Nie mogę Jack.
- Możesz ! Ale boisz się, boisz się wszystkiego ! Życie to nie bajka ! Musisz walczyć, nie możesz pozwolić by przejął twój umysł !!! A przynajmniej ja do tego nie dopuszczę !
- Nie krzycz na mnie !! Chcesz wiedzieć co mi się śni ??? Proszę bardzo ! Anka uwięziona, grób moich rodziców, pełno krwi, ciemne chmury i TY !!! TY i te twoje zimne zobojętniałe oczy, które patrzą z rządzą mordu na moją powolną, okropną śmierć !!!!
- Els, ja nie chciałem ... - Chłopak poczuł się okropnie. Ona cierpiała teraz to zauważył. Te koszmary na pewno nie są zbiegiem okoliczności. To Mrok. Coś wyczaił, coś musiał zrobić, no bo dlaczego nikt inny ich nie ma tylko akurat Elsa ? Ale nie pozwoli na to, nie może. - Przepraszam.
- Boję się Jack. Cholernie się boję i nie tylko o siebie.
Widząc, że Jack zbliżył się z zamiarem jej objęcia, wstała szybko. Nie mogła pozwolić na to by ją dotknął. Kilka dni temu Mikołaj był z wizytą u niej i powiedział, że nie może dotknąć Jacka pod żadnym warunkiem, bo teraz, gdy Mrok zaczyna ją gnębić i stara się wedrzeć do jej umysłu, jej dotyk może powodować mu ból. Jack nic o tym nie wiedział, nie mógł się dowiedzieć. To nie może tak być. Musi być silna. Wstała szybko i skierowała się ze łzami w oczach w kierunku zamku nawet na niego nie spoglądając. Nie miała po co, wiedziała, że on wie, że ona robi to tylko dlatego, że jej ciężko, ale z każdym dniem miał wrażenie, że traktuje go coraz oschlej, staje się niedostępna. Zacisnął pięści tak mocno, że po jego dłoni spłynęła mała strużka krwi. Mało go to obchodziło. Nawet było mu lepiej. Ból fizyczny maskował ten ból psychiczny, ten ból jego serca, które nie wytrzymywało już bez Elsy. Które powoli umierało z braku jej dotyku i miłości.
Wiedział, że nie ma już po co tu sam siedzieć. Wstał i jego wzrok spoczął na brązowym zeszycie. Podniósł go delikatnie z ziemi i spojrzał na okładkę. Drobne litery ustawiały się w imię jego miłości. Zrozumiał, że to musiał być pamiętnik Elsy. Schował zeszyt do torby i poprzysiągł sobie, że nie otworzy go i odda go właścicielce przy najbliższej okazji. Wracając pomyślał, że pójdzie pogadać z Czkawką. Jego kolega zawsze dobrze potrafił mu doradzić, a teraz po prostu potrzebował rozmowy.
Znalazł go przy wejściu na wieżę astronomiczną. Spojrzał. Wszystko zakrywała już poświata zachodzącego słońca, które ubarwiało niebo na jasno różowo.
- Czkawka !
- Jack ! Stary, matko nie gadamy już ze sobą tyle czasu. Mów co i jak ?
- Doskonale wiesz, przecież mówiliśmy już wam o tym.
- Wciąż Elsa ?
- Tak niestety, była jest i będzie.
- Kurde ja nie mam pojęcia co ci doradzić. Nie kochałem nigdy tak jak ty kochasz Elsę. Chłopie, zawalcz o nią. Pokaż jej to.
- Ona wie. W tym rzecz. Ona wie, że ja ją kocham ponad swoje własne życie. Chodzi o to, że nie mogę z  nią być, bo Mrok może się skapnąć.
- Przykro mi. Wiem ile obydwoje dla siebie znaczycie. Ale pomyśl. Jest sens ? Dlaczego by nie spróbować z kimś innym ?
- Ej nie chcesz chyba powiedzieć, że mam sobie znaleźć inną !
- Dlaczego nie ?
- Bo ja kocham Elsę. Zawsze ją kochałem, kocham i kochać będę. Na wieki. Cokolwiek by się stało, nigdy nie przestanę. Jest dla mnie najważniejsza. Jest wszystkim.
- W takim razie bądź cierpliwy, albo z nią o tym pogadaj.
- Próbowałem, ale ona unika rozmów na ten temat. Nie wiem, nie wiem co robić. Ale dzięki za rozmowę stary.
- Nie ma sprawy ! Już idziesz ?
- Taa mam jeszcze prace do odrobienia.
Tak na serio Niebieskooki nie miał żadnych szkolnych obowiązków. Po prostu teraz chciał zostać sam. Udał się w tym celu do dormitorium, nikt mu nie będzie przeszkadzał, bo Flynn jest zapewne z Roszpunką. Wchodząc, wyjął wszystkie rzeczy z torby i niedbale rzucił pamiętnik, na chwilę zapominając do kogo należy. Poszedł wziąć prysznic, a gdy wrócił coś ciągle nie dawało mu spokoju. Pamiętnik Elsy. Nie chciał być wścibski, ale jego żądza otworzenia i przeczytania wpisów była większa. Chwycił notatnik i opierając się o chłodną ścianę, otworzył na 1 stronie z notatką. Pismo było ładne i staranne, ale w niektórych miejscach atrament był jakby starty a wokoło niego wielka plama, jakby coś się wylało. W rzeczywistości była to plama z łez blondynki, ale skąd on mógł o tym wiedzieć ?Pierwszy wpis był następujący:

Drogi pamiętniku !

Ten dzień jest dla mnie taką udręką, wciąż go widzę przez swoimi oczami. Nie mogę zapomnieć. To za bardzo boli. Tyle razy walczyłam tylko po to by teraz przez tego czarnego gnoja miała stracić to co zyskałam. Jack. On jedyny jest tu teraz ważny. Bez niego mój umysł nie działa jak należy, moje serce się rwie, a oczy wylewają potok łez. Potrzebuję go. Jego dotyku, jego słów i jego głosu, jego ust i włosów. Po prostu całego jego. Moje życie teraz nie ma sensu. Jedyne co mnie trzyma przy życiu to ta mała iskierka nadziei, że jednak on o mnie nie zapomni i że będzie czekał. Wciąż kochał tak jak ja jego. Że jeśli ja umrę to on razem ze mną. Że będziemy jednak razem. Bo wszystko czego potrzebuję jest w nim. 

Nie było daty, ale tych parę słów sprawiło, że Jackowi złamało się serce. Reszta nie była już tak zapisana jak wcześniej, były tylko same cytaty:


" Miłość jest pierwszą wśród rzeczy nieśmiertelnych "
" Ona i on, niebo i grom "
" Dom woskowych słów, które topi czas "
" To ty jesteś moją pomyłką, ale najpiękniejszą jaką mogłam popełnić "
" Życie to ostry miecz na którym Bóg napisał : walcz, kocha, cierp "
" Nikt bliski nie puka do mych drzwi, bez ciebie jednego tak wiele jest złego " 


Ale jego wzrok przykuło coś innego tekst który był chyba najbardziej zamoczony ze wszystkich. :
  

Głęboko wierzyć, mądrze wątpić, dążyć do celu.
Uwierzyłam, zwątpiłam, dotarłam do celu, bo tak miało być.


To nie był koniec, lecz dopiero początek zupełnie innej drogi, na której krzyczał w myślach, że wciąż pamięta ! Że mimo dzielącego ich czasu pragnie iść właśnie z nią po tej ścieżce, Nie gubić się, nie ustawać, tylko spoglądać na drogowskazy, patrząc w tym samym kierunku co ona ! Milcząc krzyczał by na niego poczekała...

 LINK DO FILMIKU : https://www.youtube.com/watch?v=oVtWZ2Ah960

Malfoy - Jack 
Granger - Elsa 
( reszta bohaterów filmiku się nie liczy  nie brać pod uwagę obrazku ze ślubu  ważne są tylko wspomnienia i tekst między nimi ) 

Czuł, że w jego myśli wplątują się wspomnienia sprzed kilku dni, te słowa które wypowiedział, zadając jej tak niewyobrażalny ból. Nie wiedział czy powinien przeczytać tych parę linijek krótkich słów, układających się w bolesne zdania. Cieszył się, że nie było już więcej wpisów, bo chyba by oszalał ze tego bólu. Nie zauważył nawet, gdy na rozmyślaniach zeszła mu cała noc. Teraz wiedział. Nie raz już w swym długim 300 letnim życiu widział mnóstwo osób, które popełniało błędy za które później płacili samotnością. Weźmy na przykład jego rodziców. Kiedy jego matka zaszła w ciążę z Emmą, jego ojciec zapłacił najwyższą z cen. Odszedł nie wiedząc czemu, a Jack nie potrafił zrozumieć jego wyboru. Nie wiedział nawet po co są razem. Nie miał wówczas pojęcia co to miłość.  Dopiero Elsa mu to pokazała, a teraz czytając przemyślenia, które kłębiące się w jej głowie bezlitośnie przelewała na papier. Wiedział teraz, że zawalczy o nich, nie mógł popełnić tak wielkiego błędu jak inni ludzie. Nie zrezygnuje, nie może. Nie pozwoli na to by odeszła, zostając tylko wspomnieniem. 
Dziewczynie tym razem nie śniło się nic złego. Jej sny zajmował Jack i to co może się wydarzyć. Ale to był przyjemny sen. Pełen miłości i szczęścia. Nie miała nawet pojęcia, że to dzięki Jackowi tej nocy nie śnią się koszmary, że to przez to, że jego serce w tym momencie rozwala się na pół a sam chłopak płacze o 5 nad ranem, ona ma spokojne i dobre sny. Bo cokolwiek by nie zrobił, to zawsze będzie ją chronić. Jego ból przynosi jej bezpieczeństwo. Więc będzie ją ochraniał tyle razy ile będzie trzeba. Mimo tych cudownych rzeczy jakie tworzyły się podczas nocy w głowie blondynki obudziła się nad ranem cała mokra, a kropla z jej policzka popłynęła w tym samym momencie co łzy z oczu Jacka, dwie tak zimne krople przepełnione bólem i miłością spadły równocześnie na ziemię, dając początek echu  w ich dormitoriach.