Hejo ^^. Nowy rozdział. Mało czasu, na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powiem tak : rozdział romantyczny i ujawniający co nie co o dalszym życiu Jelsy. Muszę też poinformować : DOSTAŁAM NOMINACJĘ DO LBA !! Tak, bardzo się cieszę i dziękuję. Post o LBA dodam najszybciej jak będę umiała. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i komentarze także są mile widziane =)
Chcę także przypomnieć o moim drugim blogu o Jelsie : http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com
Może wpadniecie i tam i poczytacie ? Może się wam również spodoba ?
Liczę na was kochani ! Dużo mroźnych całusków :*
Minęło tylko kilka dni odkąd Elsa i Anna wróciły do domu. Wjeżdżając do zamku, mnóstwo osób wiwatowało i kłaniało się. To wcale nie pomagało blondynce, ale wręcz pogarszało jej stan. Tyle ludzi musiało być posłuszni jej. Znów była księżniczką i kimś ważnym, ale wcale nie chciała tego. Dzisiaj znów miał się odbyć bal w którym musiała wziąć udział. Szła korytarzem do pokoju spotkań na zebranie, które zwołał jeden z bliskich przyjaciół jej ojca, a właściwie jeden z ministrów. Zatrzymała się tuż przed drzwiami i wzięła głęboki oddech. Ta rozmowa może wiele zmienić. Za wiele, od tego zależy przyszłość królestwa. Bała się, kiedy dowiedziała się o nagłym zebraniu, wyczuła, że musi być konkretny powód. Wzięła jeszcze kilka oddechów i otworzyła drzwi. Wszyscy co powinni być już byli. Weszła do środka i usiadła na miejscu na końcu stołu skutecznie ukrywając strach, który perfekcyjnie całą ją wypełniał od środka. Gdy tylko usiadła minister podniósł się z miejsca i od razu zaczął przemowę.
- Zebranie odbywa się z powodu powrotu waszej królewskiej mości do pałacu. Od śmierci króla i królowej pokomplikowało się mnóstwo spraw.
- Niby co takiego się pokomplikowało ? - Elsa starała się być cierpliwą i nie wybuchnąć przed zakończeniem spotkania.
- Królestwo potrzebuje władcy. Jako, że jesteś najstarszą z sióstr, korona powinna należeć do ciebie.
- Co to znaczy ?
- To znaczy, że tron odziedziczysz ty, oczywiście dopiero wtedy, gdy skończysz edukację. - Jakiś tęgi mężczyzna podniósł się z miejsca. - Mamy jednak problem. Królestwo potrzebuje króla.
- Co to znaczy ? - Blondynka powtórzyła pytanie.
- To znaczy, że wasza wysokość ma dokładnie 12 miesięcy na znalezienie męża. - Do pomieszczenia wszedł chudy, wysoki mężczyzna około 23 lat. Miał bladą cerę podobnie jak usta, zielone przenikliwe oczy wpatrywały się w Elsę z powagą.
- Kim jesteś ? - Elsa wstała gwałtownie wlepiając wzrok w przybysza.
- Jestem posłańcem jednego z książąt. Jestem też doradcą.
- Hmmm ... dobrze, ale po co ty tu jesteś ?
- Mam przekazać wiadomość. Księżniczka musi wyjść za mąż. 12 miesięcy. Tyle przewiduje czas wybrania męża. W przeciwnym razie królestwo będzie należeć do wschodniej prowincji i przejdzie w posiadanie tamtejszego króla Nasturii.
Elsa wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy. Starała się nie wybuchnąć, ale złość, która wzbierała się jak tama powoli zaczęła przeciekać przez jej szczeliny. Wstała szybko od stołu, zbyła zdziwione spojrzenia zebranych, szepnęła tylko, że posiedzenie skończone i szybko wyszła kierując się do swojego pokoju. Gdy była już bezpieczna, wściekła rzuciła się na łóżko, wrzeszcząc w poduszkę. Bezczelni. Po prostu bezczelni. Mówili o śmierci jej rodziców bez cienia współczucia, a w dodatku manipulowali jej życiem ! Jak oni mogli ? Każą jej wyjść za mąż w tak młodym wieku i w dodatku za chłopaka, którego nie będzie znała i kochała !?
Takie ma być jej przyszłe życie, w którym najbardziej chciała Jacka ? Chyba tak. Niestety jest księżniczką, a szczęście nie jest jej pisane. Musi być posłuszna, od niej zależy przyszłość jej królestwa, nie może oddać go w ręce innego króla. Leżała na łóżku narzekając na swoje życie, gdy zorientowała się, że na dworze zrobiło się ciemno i wszystko wokół rozświetlały piękne, złote latarnie. Oczywiście nie przystało jej się spóźniać, a musiała wyglądać pięknie i dostojnie, więc wstała z łóżka i skierowała się pod prysznic.
Puściła gorącą wodę i weszła do wanny. Ciepło idealnie rozchodziło jej się po ciele, ale nie mogła za długo w niej siedzieć, więc wyszła okrywając się jedwabnym ręcznikiem. Wysuszyła się i wciąż w ręczniku otworzyła wielką szafę. Przez pewien czas zastanawiała się, którą suknię ma ubrać. W ostateczność wybrała białą z jasnym różem. Wyprostowała włosy, które ciągle jej się kręciły i ubrała łańcuszek od Jacka.
Przejrzała się w lustrze i odetchnęła ciężko. Przeczesała włosy i wyszła z komnaty. Schody prowadzące do holu i głównej sali były udekorowane małymi białymi lampkami. Usłyszała z dołu podniecone głosy i śmiech.
Przystanęła tuż przed zejściem, a po chwili poczuła obok siebie Annę. Spojrzała w jej niebieskie roześmiane oczy i poczuła się znów jak za dawnych czasów, ale nie do końca. Brakowało jej czegoś. Brakowało jej rodziców. Odrzuciła od siebie wszystkie złe myśli i razem z siostrą zeszły po schodach i skierowały się do sali balowej. Przeczekały wypowiedź bliskiego przyjaciela ich ojca, który wyznawał powód zorganizowania balu, w tym przypadku powrotu Elsy i Anny. Bal się rozpoczął, ale ani blondynka ani ruda nie zamierzały tańczyć. Stały wpatrując się w tłum gości, gdy obydwie wstrzymały oddech i wręcz rzuciły się w pomiędzy zebranych. Przyczyną ich radości był Czkawka, który również był zaproszony. Przestraszył się trochę, gdy obydwie rzuciły się na niego mocno go przytulając. Przez chwilę tańczył z Anną, a następnie wyszedł na balkon, gdzie stała Elsa.
- Pięknie dzisiaj jest prawda ?
- Tak, szkoda tylko, że nie dla mnie.
- Wiem, słyszałem o tym. Współczuję ci.
- Nie masz czego, takie moje życie, nie mam prawa być szczęśliwa i to moje przekleństwo.
- Els, to nie tak. Dobrze wiesz, że musi tak być.
- Wiem, pochodzę z królewskiej rodziny i muuuszę spędzić resztę życia z kimś kogo nie kocham. Ekstra. Wiesz co ? Moja mama zawsze mi mówiła, że na początku nienawidziła mojego ojca, ale z czasem przekonała się, że tak naprawdę to on był jej pisany. Ja w to nie wierzę. Pokochałam i nie zamierzam zmieniać swoich uczuć na siłę.
- Ułoży się Elso, zobaczysz. - Czkawka podszedł do niej i mocno ją przytulił. - A, mam coś dla ciebie.
Elsa spojrzała na niego autentycznym zdziwionym wzrokiem. Czkawka wyjął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. Oczom Elsy ukazała się piękna, złota bransoletka z małymi diamencikami i z napisem " Never give up ".
- Mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jest piękna ! Ale z jakiej okazji ?
- Z żadnej, tak po prostu. - Czkawka zarumienił się delikatnie. - Po za tym, mam też wiadomości od Jacka. - Czkawka skutecznie zmienił temat zanim Elsa zdążyła powiedzieć choćby słowo.
- Jakie ?
- Za niedługo sama się przekonasz. - Szatyn wyminął ją i wszedł do środka, pomiędzy gości.
Blondynka spojrzała na prezent, bransoletka była śliczna, a napis na niej wyryty dodawał jej w pewnym sensie otuchy. Wyminęła wszystkich, którzy starali się ją zatrzymać i szybko pobiegła do swojej komnaty.
Poszła się wykąpać i ubrała koszulę nocną zapinaną na guziki, która w rzeczywistości należała do Jacka i której nie oddała do tej pory. Weszła do pokoju i w tym samym momencie jej wzrok spoczął na małej sówce, która siedziała na parapecie trzymając w dziobie list. Oczywiście zapomniała zamknąć okna, ale nie zrobiła tego nawet wówczas, gdy wzięła kopertę i napoiła sówkę, która w ramach wdzięczności dziobnęła ją pieszczotliwie w palec.
Otworzyła list, w którym było napisane tylko : " Nie patrz w tył, ale w przód ".
Po przeczytaniu jednego jedynego zdania poczuła delikatny chłód przeszywający jej ciało. Nie była sama w pokoju. Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła białe włosy, śnieżny uśmiech i bosko urzeźbione ciało, które przykrywały ubrania. Jack siedział na parapecie, tam, gdzie wcześniej siedziała jego sówka.
Uśmiechnięty od ucha do ucha lustrował ją z góry na dół pożądliwym wzrokiem pełnym namiętności i miłości. Kiedy zdziwienie przeszło ustąpiło miejsca smutkowi i żalowi.
- Co ty tu robisz ?
- Przyszedłem cię odwiedzić. Tęskniłem. - Zeskoczył na ziemię.
- Nie rozumiem po co. - Elsa hardo się upierała, tylko po to by się nie zarumienić. Tak naprawdę cieszyła się, że tu był.
- Rozumiesz doskonale. Unikałaś mnie. Dziwnie się zachowywałaś. Dlaczego znów uciekasz ?
- Nie uciekam.
- Elso, co się dzieje ? Proszę, powiedz mi.
- Nic się nie dzieje okej !?
Jack podszedł do niej. Był tak blisko. Za blisko. Policzki Elsy jak to w swym zwyczaju nabrały koloru dojrzałej wiśni. Jedną dłonią dotknął jej policzka, a drugą zaś ją do siebie przyciągnął. Działała na niego bardziej niż magnez. Cholernie mocno go pociągała.
- W czym rzecz ? - Szepnął łagodnie i poczuł jak jej mięśnie się rozluźniają.
- Po prostu zastanawiam się nad moim bezsensownym życiem. - Szepnęła również cicho.
- Powinnaś być raczej z niego zadowolona.
- Nie Jack. - Blondynka spojrzała na niego i zagryzła wargę, tak że spłynęła po niej kropla krwi. - Nie jest dobrze, bo wszystko wskazuje na to, że nie będziesz jego częścią.
- Co to znaczy ? - Zatopił się w jej tęczówkach.
- Mam odziedziczyć tron i muszę wyjść za mąż. Mam na to 12 miesięcy, w przeciwnym razie królestwo przejmie jakiś inny popaprany król. Problem w tym, że ja muszę to zrobić. Jestem to winna moim rodzicom.
Jack spojrzał w jej oczy głębiej i już wiedział, że nadciąga wielka fala łez. W istocie Elsa wtuliła się w niego, a potem usłyszał tylko jej płacz. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka, po czym sam się koło niej położył.
Elsa nic nie powiedziała, położyła tylko głowę na jego torsie.
- Nie zostawiaj mnie dzisiaj. Zostań ze mną. Śpij tu. - Tylko na taką prośbę było ją stać. Wciąż było jej głupio, że tak go odepchnęła.
- Zostanę. - Jack jak na komendę ściągnął bluzę i był już gotowy by oddać się w objęcia morfeusza.
Elsa, która wciąż się do niego przytulała, zaczęła jeździć delikatnie palcem po jego klatce piersiowej, by po chwili podnieść się i wpić się w jego usta. Jack momentalnie oddał pocałunek oddając każdy w pasją i namiętnością, wymieszaną z pożądaniem. Kiedy zakończyła pieszczotę, jej twarz znajdowała się około 5 cm od twarzy Jacka. Szepnęła.
- Kocham cię Jack.
- Ja ciebie też śnieżynko. Posłuchaj. Nieważne co się stanie, ja zawsze będę twoim strażnikiem. Nie pozwolę cię skrzywdzić, będę cię bronił. Kochał cię już na zawsze ponad swoje własne życie.- Poczuł jak kładzie swoją głowę z powrotem na jego tors, a potem tylko jej umiarkowany oddech. Pocałował ją w czoło.
Cokolwiek się miało stać za 12 miesięcy, wiedział tylko jedno. Kocha ją całym sercem i nie pozwoli jej odejść, nie straci jej po raz kolejny i on tego dopilnuje. Patrząc na śpiącą Elsę, przykrył ją i siebie kołdrą, a po chwili sam zasnął trzymając w swoich ramionach najlepszą rzecz, jaka mu się trafiła w całym jego życiu.
Blog całości poświęcony Jelsie czyli historia Jacka i Elsy w Hogwarcie i nie tylko tam =)
Playlist Jelsa Love Story
niedziela, 29 marca 2015
poniedziałek, 16 marca 2015
Rozdział 15. - Koniec roku szkolnego, no i wściekłość Elsy.
Hejo ^^. Przepraszam na wstępie za moją nieobecność, ale niestety muszę was powiadomić, że od dzisiaj do czerwca, rozdziały będą dodawane tylko w weekendy, bo mam mnóstwo obowiązków. Rozdział chyba krótki, ale nie miałam jak napisać dłużej. Niestety. Chyba tracę wenę. Pomóżcie mi i mnie trochę powspierajcie. Napiszcie komentarz, bo ostatnio mój słownik, ma za mało słów i z tego powodu wychodzą krótkie tandetne rozdziały =( może wam się spodoba. Mroźne buziaki =)
Tych kilka dni zleciało szybko. Za szybko jeśli można tak powiedzieć. Dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego w Hogwarcie. Każdy pakował się na wieczorny odjazd pociągu. Elsa była już spakowana, bo odkąd zamieszkała w dormitorium chłopaków, w pokoju Jacka, nie wyjmowała wielu rzeczy, więc miała mnóstwo wolnego czasu, który i tak poświęcała na rozmyślanie. Cierpiała codziennie, gdy tylko przypominała sobie o tym, co stało się z jej rodzicami. Została sama i teraz największe oparcie miała w Ance. Obudziła się o 5 i nie mogła znów zasnąć. Obróciła się i natknęła na twarz śpiącego białowłosego chłopaka. Zmieszała się lekko i w duchu dziękowała, że jest ciemno i chłopak śpi, bo inaczej nie dałby jej spokoju z powodu jej czerwonej z zawstydzenia twarzy. W sumie sama nie miała pojęcia dlaczego była zmieszana, bo w końcu kiedyś byli blisko. No właśnie. Kiedyś. Może dlatego nie czuła się najlepiej, gdy obok niej leżał na wpół rozebrany Jack i chodź spał w dresach, to i tak zawsze ją to trochę mieszało. Wstała z łóżka i weszła do łazienki. Nalała do wanny ciepłej wody i zanurzyła się w niej rozkoszując się cudownymi chwilami. Wyszła, zakręciła się w ręcznik, uczesała i wysuszyła włosy. Ubrała się w niebieski top , dżinsowe rurki, biało miętowe trampki na koturnie, włosy związała w delikatny kok, ubrała pasujące bransoletki, kolczyki i naszyjnik który dostała od Jacka. Wyszła z łazienki i zaraz za drzwiami natknęła się na szeroki uśmiech ozdobiony pięknymi, lśniącymi jak płatki śniegu zębami.
- Jack !! Przestraszyłeś mnie ! - Warknęła na swojego współlokatora i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z pokoju. Przeszła przez PW Slytherinu i zbywając wszystkie ciekawskie spojrzenia Ślizgońskich przystojniaków, w tym o dziwo Czkawki, wyszła i skierowała się w stronę WS. Tam też było już tłoczno. Nie zabrała ze sobą zegarka, ale przeczuła, że musiała dosyć długo okupywać łazienkę, bo prawie cała szkoła zebrała się już na śniadaniu. Elsa podeszła do stolika i wcisnęła się między Meridę i Roszpunkę, które zawzięcie się o coś kłóciły. Sięgnęła po bułkę, posmarowała ją dżemem i już miała zanurzyć się w zmysłowej uczcie, kiedy poczuła ostre szarpnięcie z lewej strony. Pod wpływem uderzenia, jedzenie wypadło jej z ręki i na szczęście ominęło jej strój i upadło na ziemię.
- Roszpunka !!!! - Wściekła blondynka rzuciła jej mordercze spojrzenie.
- No co ? - Druga blondi była autentycznie zdziwiona, jakby nie zauważyła tego co właśnie zrobiła.
- Uważaj trochę ! O co w ogóle się kłócicie co ?
- My się nie kłócimy, tylko sprzeczamy !
- To właściwie jedno i to samo. - Jęknęła z sarkazmem w jej stronę. - Too w końcu dowiem się przez jaki problem straciłam śniadanie ?
- Po prostu uważam, że Merida powinna walczyć o związek z Czkawką.
- Odczep się !! Zajmij się sobą !!! To nie mnie podoba się Jack !! - Merida była jak stado rozwścieczonych koni.
- Że cooo ??????!!!!! - Elsa prawie natychmiast wypluła sok z dyni i to wprost na przechodzącego Erica, który nawet nie próbował dowiadywać się dlaczego musi zmieniać strój, bo widząc Elsę, nie chciał wchodzić jej w drogę. - Co ty powiedziałaś ???!!!
- Oopss - Merida zakryła sobie usta dłońmi i utkwiła przerażony wzrok w Roszpunce, która z kolei wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć i wcale się jej nie dziwiła, bo gdyby wzrok mógł zabijać, zyskaliby o jednego nieboszczyka więcej.
- Eeee wiesz Elso, to może ja pójdę sobie już ...
- Zwariowałaś ? J ... Jak to ? J ... Jak Jack ?
- Els, ja sama nie wiem jak to się mogło stać, a z resztą przecież jesteś z Damienem, ty i Jack nie jesteście już razem, nie kochasz już go.
- Jesteś tego pewna ??? - Wściekła i czerwona Elsa wstała od stołu, prawie go przewracając i skierowała się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Musiała odetchnąć od wszystkiego. Miała już dość, ledwie się dzień zaczął, a jedna z jej przyjaciółek zdążyła ją już zranić samym słowem. To nie możliwe. Ile jeszcze ludzi będzie chciało odebrać jej Jacka ? Bądź co bądź Roszpunka miała po części rację. Mimo tego iż mieszkała razem z Jackiem, wciąż chodziła z Damienem. Nie rozstała się z nim, mimo iż kochała Jacka. Było jej z tym ciężko, ale nie chciała ranić ani jednego ani drugiego. Głowa wybuchała jej od rozmyślań. Udała się do sowiarni. Tam zawsze mogła pomyśleć, a jej śnieżna sowa dodawała jej otuchy, gdy pieszczotliwie szczypała ją w ucho. Nawet nie zauważyła, gdy malutki dzwonek, który od niedawna znajdował się w sowiarni, zaczął obwieszczać porę obiadu, ostatniego posiłku tego dnia, bo kolację mieli już zjeść ze swoją rodziną. Blondynce znów zrobiło się smutno. Nie miała ochoty na obiad, a tym bardziej na widywanie się z resztą swoich " niby przyjaciół ". Usiadła na parapecie i wpatrzyła się w wschód słońca, powstrzymując łzy, które cisnęły jej się na zewnątrz.
Jack szedł w stronę Wielkiej Sali. Zdziwiło go zachowanie Elsy, która nagle wybuchła jakby najmniej zrobił jej nie wiadomo jak wielką krzywdę. Wszedł do pomieszczenia i pierwsze co mu się rzuciło w oczy to kłótnia przy środkowym stole. Anka, Merida i Roszpunka siedziały i darły się chyba najgłośniej, a Czkawka i Damien wtórowali.
- Co tu się dzieje ? - Jack podszedł zanim doszło do rozlewu krwi.
- Pięknie, jeszcze ciebie tutaj trzeba ! - Damien, zwrócił ku niemu wkurzoną twarz.
- Nie, ej stary ! Odpuść, tylko się pytam.
- Lepiej nie pytaj !
- Dobra, nie chcę się kłócić. Chcę zapytać tylko, czy widzieliście Elsę. Dziś jakaś markotna była.
- Nie wiemy, ale wiemy za to dlaczego w ogóle dzisiaj jej nie widzimy. Niech Roszpunka ci to wszystko wyjaśni.
- Ja nic nie wiem !
- Jeśli ty nie powiesz, to ja to zrobię i nie myśl, że ci to ujdzie.
- Nie chciałam, żeby się obraziła !!
- O co się obraziła ? - Jack zaczynał się obawiać.
- O to, że Merida wygadała się Elsie, że podobasz się Roszpunce.
- Cichooo siedź !!! - Punzie warknęła na Damiena, ale było już za późno.
- C ... Co ? - Jack był kompletnie zaskoczony,
- J ... Jack to nie tak !
- Świetnie, nagle straciłem ochotę na jakiekolwiek jedzenie.
Stacja Hogsmeade. Pociąg do Londynu. Koniec roku szkolnego i rozpoczęcie wakacji nie dla wszystkich miłych. Elsa już od 10 minut siedziała w przedziale mając nadzieję, że nie zobaczy nikogo ze swoich znajomych. Los się do niej uśmiechnął. Cały czas powrotu spędziła sama, a to dlatego, że jeszcze w Hogwarcie użyła zaklęcia, które uniemożliwiało otworzenie drzwi. Podeszła do swojej podręcznej torby i wyciągnęła pakunek, a w nim był owy sztylet. Pogładziła jego rękojeść, która nagle zaczęła świecić. Musiała go ukryć i była pewna, że przez te 2 miesiące będzie bezpieczny w jej królestwie. Resztę czasu spędziła na czytaniu księgi zaklęć. Raz gdy uchyliła okno wleciała przez nie mała sówka z liścikiem od Jacka. Chłopak martwił się o nią i wręcz błagał by z nim porozmawiała zanim rozstaną się na 2 miesiące, ale ona nie zamierzała spełnić jego życzenia. Chciała zostać sama. W końcu po kilkugodzinnej podróży pociąg zajechał na peron 9 i 3/4 wysiadła jak najszybciej i skierowała się w stronę jednego z służących, który miał zabrać ją i Annę do pałacu. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się już w powozie. Na Ankę oczywiście trzeba było czekać, ale w końcu się zjawiła, mając mnóstwo wieści dla Elsy od białowłosego i reszty. Blondynka dowiedziała się, że Jack szukał jej jeszcze na peronie, ale bez skutku. Elsa poczuła się nagle tak dziwnie. Zrozumiała, że źle zrobiła odpychając od siebie Jacka, bo teraz dopiero zrozumiała, że chyba naprawdę ją kocha.
Tych kilka dni zleciało szybko. Za szybko jeśli można tak powiedzieć. Dzisiaj jest zakończenie roku szkolnego w Hogwarcie. Każdy pakował się na wieczorny odjazd pociągu. Elsa była już spakowana, bo odkąd zamieszkała w dormitorium chłopaków, w pokoju Jacka, nie wyjmowała wielu rzeczy, więc miała mnóstwo wolnego czasu, który i tak poświęcała na rozmyślanie. Cierpiała codziennie, gdy tylko przypominała sobie o tym, co stało się z jej rodzicami. Została sama i teraz największe oparcie miała w Ance. Obudziła się o 5 i nie mogła znów zasnąć. Obróciła się i natknęła na twarz śpiącego białowłosego chłopaka. Zmieszała się lekko i w duchu dziękowała, że jest ciemno i chłopak śpi, bo inaczej nie dałby jej spokoju z powodu jej czerwonej z zawstydzenia twarzy. W sumie sama nie miała pojęcia dlaczego była zmieszana, bo w końcu kiedyś byli blisko. No właśnie. Kiedyś. Może dlatego nie czuła się najlepiej, gdy obok niej leżał na wpół rozebrany Jack i chodź spał w dresach, to i tak zawsze ją to trochę mieszało. Wstała z łóżka i weszła do łazienki. Nalała do wanny ciepłej wody i zanurzyła się w niej rozkoszując się cudownymi chwilami. Wyszła, zakręciła się w ręcznik, uczesała i wysuszyła włosy. Ubrała się w niebieski top , dżinsowe rurki, biało miętowe trampki na koturnie, włosy związała w delikatny kok, ubrała pasujące bransoletki, kolczyki i naszyjnik który dostała od Jacka. Wyszła z łazienki i zaraz za drzwiami natknęła się na szeroki uśmiech ozdobiony pięknymi, lśniącymi jak płatki śniegu zębami.
- Jack !! Przestraszyłeś mnie ! - Warknęła na swojego współlokatora i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z pokoju. Przeszła przez PW Slytherinu i zbywając wszystkie ciekawskie spojrzenia Ślizgońskich przystojniaków, w tym o dziwo Czkawki, wyszła i skierowała się w stronę WS. Tam też było już tłoczno. Nie zabrała ze sobą zegarka, ale przeczuła, że musiała dosyć długo okupywać łazienkę, bo prawie cała szkoła zebrała się już na śniadaniu. Elsa podeszła do stolika i wcisnęła się między Meridę i Roszpunkę, które zawzięcie się o coś kłóciły. Sięgnęła po bułkę, posmarowała ją dżemem i już miała zanurzyć się w zmysłowej uczcie, kiedy poczuła ostre szarpnięcie z lewej strony. Pod wpływem uderzenia, jedzenie wypadło jej z ręki i na szczęście ominęło jej strój i upadło na ziemię.
- Roszpunka !!!! - Wściekła blondynka rzuciła jej mordercze spojrzenie.
- No co ? - Druga blondi była autentycznie zdziwiona, jakby nie zauważyła tego co właśnie zrobiła.
- Uważaj trochę ! O co w ogóle się kłócicie co ?
- My się nie kłócimy, tylko sprzeczamy !
- To właściwie jedno i to samo. - Jęknęła z sarkazmem w jej stronę. - Too w końcu dowiem się przez jaki problem straciłam śniadanie ?
- Po prostu uważam, że Merida powinna walczyć o związek z Czkawką.
- Odczep się !! Zajmij się sobą !!! To nie mnie podoba się Jack !! - Merida była jak stado rozwścieczonych koni.
- Że cooo ??????!!!!! - Elsa prawie natychmiast wypluła sok z dyni i to wprost na przechodzącego Erica, który nawet nie próbował dowiadywać się dlaczego musi zmieniać strój, bo widząc Elsę, nie chciał wchodzić jej w drogę. - Co ty powiedziałaś ???!!!
- Oopss - Merida zakryła sobie usta dłońmi i utkwiła przerażony wzrok w Roszpunce, która z kolei wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć i wcale się jej nie dziwiła, bo gdyby wzrok mógł zabijać, zyskaliby o jednego nieboszczyka więcej.
- Eeee wiesz Elso, to może ja pójdę sobie już ...
- Zwariowałaś ? J ... Jak to ? J ... Jak Jack ?
- Els, ja sama nie wiem jak to się mogło stać, a z resztą przecież jesteś z Damienem, ty i Jack nie jesteście już razem, nie kochasz już go.
- Jesteś tego pewna ??? - Wściekła i czerwona Elsa wstała od stołu, prawie go przewracając i skierowała się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Musiała odetchnąć od wszystkiego. Miała już dość, ledwie się dzień zaczął, a jedna z jej przyjaciółek zdążyła ją już zranić samym słowem. To nie możliwe. Ile jeszcze ludzi będzie chciało odebrać jej Jacka ? Bądź co bądź Roszpunka miała po części rację. Mimo tego iż mieszkała razem z Jackiem, wciąż chodziła z Damienem. Nie rozstała się z nim, mimo iż kochała Jacka. Było jej z tym ciężko, ale nie chciała ranić ani jednego ani drugiego. Głowa wybuchała jej od rozmyślań. Udała się do sowiarni. Tam zawsze mogła pomyśleć, a jej śnieżna sowa dodawała jej otuchy, gdy pieszczotliwie szczypała ją w ucho. Nawet nie zauważyła, gdy malutki dzwonek, który od niedawna znajdował się w sowiarni, zaczął obwieszczać porę obiadu, ostatniego posiłku tego dnia, bo kolację mieli już zjeść ze swoją rodziną. Blondynce znów zrobiło się smutno. Nie miała ochoty na obiad, a tym bardziej na widywanie się z resztą swoich " niby przyjaciół ". Usiadła na parapecie i wpatrzyła się w wschód słońca, powstrzymując łzy, które cisnęły jej się na zewnątrz.
Jack szedł w stronę Wielkiej Sali. Zdziwiło go zachowanie Elsy, która nagle wybuchła jakby najmniej zrobił jej nie wiadomo jak wielką krzywdę. Wszedł do pomieszczenia i pierwsze co mu się rzuciło w oczy to kłótnia przy środkowym stole. Anka, Merida i Roszpunka siedziały i darły się chyba najgłośniej, a Czkawka i Damien wtórowali.
- Co tu się dzieje ? - Jack podszedł zanim doszło do rozlewu krwi.
- Pięknie, jeszcze ciebie tutaj trzeba ! - Damien, zwrócił ku niemu wkurzoną twarz.
- Nie, ej stary ! Odpuść, tylko się pytam.
- Lepiej nie pytaj !
- Dobra, nie chcę się kłócić. Chcę zapytać tylko, czy widzieliście Elsę. Dziś jakaś markotna była.
- Nie wiemy, ale wiemy za to dlaczego w ogóle dzisiaj jej nie widzimy. Niech Roszpunka ci to wszystko wyjaśni.
- Ja nic nie wiem !
- Jeśli ty nie powiesz, to ja to zrobię i nie myśl, że ci to ujdzie.
- Nie chciałam, żeby się obraziła !!
- O co się obraziła ? - Jack zaczynał się obawiać.
- O to, że Merida wygadała się Elsie, że podobasz się Roszpunce.
- Cichooo siedź !!! - Punzie warknęła na Damiena, ale było już za późno.
- C ... Co ? - Jack był kompletnie zaskoczony,
- J ... Jack to nie tak !
- Świetnie, nagle straciłem ochotę na jakiekolwiek jedzenie.
Stacja Hogsmeade. Pociąg do Londynu. Koniec roku szkolnego i rozpoczęcie wakacji nie dla wszystkich miłych. Elsa już od 10 minut siedziała w przedziale mając nadzieję, że nie zobaczy nikogo ze swoich znajomych. Los się do niej uśmiechnął. Cały czas powrotu spędziła sama, a to dlatego, że jeszcze w Hogwarcie użyła zaklęcia, które uniemożliwiało otworzenie drzwi. Podeszła do swojej podręcznej torby i wyciągnęła pakunek, a w nim był owy sztylet. Pogładziła jego rękojeść, która nagle zaczęła świecić. Musiała go ukryć i była pewna, że przez te 2 miesiące będzie bezpieczny w jej królestwie. Resztę czasu spędziła na czytaniu księgi zaklęć. Raz gdy uchyliła okno wleciała przez nie mała sówka z liścikiem od Jacka. Chłopak martwił się o nią i wręcz błagał by z nim porozmawiała zanim rozstaną się na 2 miesiące, ale ona nie zamierzała spełnić jego życzenia. Chciała zostać sama. W końcu po kilkugodzinnej podróży pociąg zajechał na peron 9 i 3/4 wysiadła jak najszybciej i skierowała się w stronę jednego z służących, który miał zabrać ją i Annę do pałacu. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się już w powozie. Na Ankę oczywiście trzeba było czekać, ale w końcu się zjawiła, mając mnóstwo wieści dla Elsy od białowłosego i reszty. Blondynka dowiedziała się, że Jack szukał jej jeszcze na peronie, ale bez skutku. Elsa poczuła się nagle tak dziwnie. Zrozumiała, że źle zrobiła odpychając od siebie Jacka, bo teraz dopiero zrozumiała, że chyba naprawdę ją kocha.
Subskrybuj:
Posty (Atom)