czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 17. - Powroty.

Krótki, mało mówiący, ale coś mi się wydaje, że nie skończę tej historii za szybko. Kompletnie nie wiem, jak napisać kolejne rozdziały. Mam zakończenie, ale nie wiem jak wypełnić środek, dlatego pytam się was. O czym chcielibyście przeczytać w następnych rozdziałach, bym szybciej mogła je pisać ?
Ponieważ całkowicie wyleciało mi z głowy to co miałam pisać tutaj, niestety to od was będzie zależała dalsza przyszłość tego bloga.


- Słabo mi. - Oświadczyła Elsa, gdy od jakiś trzydziestu minut jechali przez las w stronę Hogwartu. Jack trzymał się z dala od Elsy tak bardzo, jak tylko mu się udawało. Niestety musiał jej pilnować, tak więc musiał spędzać z nią czas w jednym wagonie, co nie podobało się zbytnio Damienowi. Od początku drogi Elsa starała skupić się na lekturze trzymanej na kolanach, ale w wagonie była tak napięta atmosfera, że nie wytrzymała i zamknęła ją jednym sprawnym ruchem. Trudno jej było się opanować by nie krzyknąć z góry na nich, ale powstrzymała się i zdobyła na tę odwagę by zapytać.
- Dobra, o co wam chodzi ? - Warknęła w stronę Damiena i Jacka. Wszyscy zebrani w wagonie popatrzyli na nią.
- O nic. - Jęknął Damien wciąż z wściekłością wypisaną na twarzy.
- Tak, oczywiście. - Warknęła. - Jakbym była ślepa i nie widziała, jak obydwaj na siebie patrzycie.
- Niby jak ? - Zapytał Jack.
- A tak, jakbyście zaraz mieli się pozabijać. - Odparła z wściekłością w głosie.
- Skąd wiesz, czy się pozabijamy ? Może ja ukatrupię go pierwszy ... - Damien wymownie spojrzał na Jacka.
- Taa chciałbyś. - Warknął w odpowiedzi. - Jesteś tak wolny, że prędzej nauczyłbym się malować paznokcie i nie wyjechać poza linię.
Elsa zachichotała mimo woli. Damien spojrzał na nią ostro.
- I ty Brutusie przeciwko mnie ? - Spytał.
- Przepraszam, ale niestety jesteście tacy dziecinni, że trudno mi się opanować.
- Wiesz co ? Mam już dość tego ciągłego udawania, że naprawdę coś do mnie czujesz. - Warknął Damien, po czym wstał z zamiarem wyjścia.
- Przestań. Przecież nic takiego się nie stało. Zachowujesz się jak dzieciak. - Odparła zdziwionym głosem Merida, która jako jedyna odważyła wtrącić się w rozmowę.
- Ja się zachowuję jak dzieciak ? Może i masz rację, ale ten dzieciak potrafi kochać i nie odpuszczać jak niektórzy z nas ... - Popatrzył na Jacka. - ... i nie udaje, że nie rusza go " były ", z którym wciąż tak naprawdę jest. - Tym razem popatrzył z bólem w oczach na Elsę, która nie miała pojęcia jak się zachować po tym wyznaniu.
Po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi wagonu.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co tu przed chwilą właśnie się stało ? - Zapytała Roszpunka, która siedziała tuż obok Jacka, bliżej niż powinna.
- Nie Punzie. - Odparł Jack przejeżdżając sobie rękami po twarzy w akcie załamania. - Po prostu nie ma słów by to opisać. - Wstał i również wyszedł, nie patrząc ani na jedną, ani na drugą blondynkę.
- Ty też masz zamiar wyjść ? - Tym razem głos zabrał Eric, zwracając się w stronę Elsy.
- Czy wyglądam jakbym miała wyjść ?
Przewróciła lekko oczami, otworzyła książkę, odszukała stronę na której wcześniej brutalnie skończyła i ponownie zagłębiła się w lekturze. Inni zebrani w wagonie nawet nie próbowali znów się do niej odzywać, bo widzieli jak bardzo Elsę drażni relacja obydwu chłopców.

***

Wysiedli na stacji. Teraz, gdy do Hogwartu wróciły tylko siódme i szóste klasy, miejsca było sporo. Jedyne co pocieszało ją to to, że ubłagała dyrektora by Anka mogła zostać w Arendelle i nie wracać na ten rok. Nie chciała by młodsza siostra brała udział w bitwie, która może się rozpocząć w każdej chwili.
- Witamy na starych śmietnikach. - Odparł Kristoff, który normalnie powinien skończyć już szkołę, ale bardzo dobrze znał się na zaklęciach i mógł okazać się pomocny.
- Tak, pomyśl tylko, że za niedługo możemy leżeć tu w popiołach. - Warknęła Roszpunka wyprzedzając go.  Jako ostatni na stację wyszli Jack i Damien, którzy trzymali się dystansu. Podeszli do grupy. Nieco dalej stało dziesięć powozów. Zawsze dostawali się takim sposobem do zamku. Elsa spojrzała na stworzenia, ciągnące pojazd i poklepała jednego z testrali po kościstej głowie. Nie wiedziała dokładnie dlaczego, ale widziała je. Nie przypominała sobie jednak, by widziała czyjąś śmierć.  Jechali dosłownie parę minut. Weszli wszyscy przez duże brązowe drzwi i ustawili się w sali. Na samym szczycie schodów stała opiekunka gryffindoru, która była zastępcą dyrektora.
- Wasze pokoje się nie zmieniły. - Odparła suchym tonem mierząc wszystkich wzrokiem. - Wasze rzeczy już tam są. Idźcie  teraz i się rozpakujcie. Kolacja będzie za dwie godziny.
- Wydaje mi się, czy ona zrobiła się nieco milsza ? - Zaśmiał się Czkawka.
- Taa, coś mi się wydaje, że romans z naszym dyrektorkiem trochę ją zmienił. - Odparł Jack a gestem ręki wskazał na usta, po czym zaczął wydawać głupie odgłosy mające na celu pokazanie szkodliwości całowania w tym wieku. - Wiesz, co ? Może w zamian na pocałunek, dasz mi posadę dyrektorki kochasiu ? - Zaśmiał się przy tym szczerze, a Elsa nie mogła przestać się w to zjawisko wpatrywać. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze usłyszy ten głos. Głos jego wesołości. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy uśmiech na jego twarzy. Był tak piękny, że sama się uśmiechnęła.
- Idziemy ? - Usłyszała tuż przy uchu Damiena.
- Ale gdzie ? - Odparła, bo naprawdę nie wiedziała gdzie miałaby z nim iść, a zwłaszcza teraz.
- No jak gdzie. Do mojego pokoju. - Popatrzył na nią.
- Ale po co ? - Elsa wciąż nie rozumiała o co mu chodzi. Przecież chyba sobie poradzi sam z rozpakowaniem.
- No żebyśmy mogli się rozpakować.
- Czekaj, czekaj. Jak to my ?
- Normalnie. My.
- Mieszkam w pokoju Jacka, o ile dobrze pamiętam.
- Tak, ale to ja jestem twoim chłopakiem. Nie on.
- To nie zmienia faktu, że mieszkam teraz tam. - Odparła chłodno. - Mam już dość twoich scen zazdrości. - Warknęła nieco mocniej, wyminęła go i skierowała się w stronę lochów.
Patrzył się na oddalającą się sylwetkę blondynki, odruchowo zaciskając mocno pięści.

***

- Nie mogę w to uwierzyć ! - Krzyknęła, wychodząc z łazienki. - Znowu mam całą mokrą bluzkę. Wycieram te włosy, a one nadal są mokre !
- Łap ! - Jack rzucił w nią koszulką. 
- Nie mogę wiecznie brać twoich rzeczy. - Zaprotestowała. - W końcu sam za niedługo nie będziesz miał co na siebie włożyć. 
- Nie przesadzaj, przecież wyschnie. Dziwne jest akurat to, że zawsze, gdy daję ci swoją bluzkę, twoje włosy nagle są suche. - Poruszył sugestywnie brwiami. 
- Wypchaj się Frost ! - Warknęła rzucając w niego swoją koszulką, by powiesił ją na kaloryferze. 
Usłyszeli pukanie. Jack poniósł się z łóżka i poszedł otworzyć. W progu stała , Punzie, Damien, Eric i Rebecca. 
- Co wy tu robicie ? - Zapytał bezmyślnie. 
- Gramy w butelkę. - Odparła Rebecca. Wzruszyła ramionami i weszła do środka, nie pytając się o zgodę. Za nią pomaszerowali inni. Z łazienki wyszła Elsa, już w szarej koszulce Jacka.
- Co tu się o cholery dzieje ?! - Wydarł się Damien, gdy zobaczył swoją dziewczynę w tak skąpym stroju i Jacka w samych szarych dresach. 
- Uspokój się. - Podeszła do niego i pocałowała krótko w usta. Grała na dwa fronty. Chciała zobaczyć reakcję Jacka. Chciała zobaczyć, czy nadal będzie o nią walczył, czy po prostu zapomniał już dawno o tym, że mieli być razem, tak jak jej obiecał. Jego reakcja była dosyć spokojna. Nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu, jedynie odwrócił wzrok, co lekko ją zasmuciło. 
- Więc co z tą grą ? - Zapytała po dłuższej chwili milczenia Roszpunka. 
- Ja nie gram. - Odburknęła blondynka i wyszła na balkon. Po pewnym czasie, przysiadł się do niej Damien. Jego oczy czujnie ją obserwowały. 
- Dlaczego siedzisz tu sama ? 
- Bo chcę być sama. To wszystko nie ma sensu. 
- Ale co masz na myśli ?
- Ciebie i mnie. To nie ma sensu. Nie rozumiem nawet, dlaczego z tobą byłam. Spójrzmy sobie prawdzie w oczy. Czy to nie Jack, chciał odejść ? 
- Nie wiem o czym mówisz. 
- Ja wiem. Zrozumiałam to dzisiaj. Wiem już dlaczego Jack chciał odejść, ale to nie ma znaczenia. Nie mogę z tobą być Damien. To nie ty jesteś tym, którego chcę. 
Poczuła jak odchodzi. Poczuła jak otwiera balkon i wychodzi. Wiedziała, że go boli, ale nie mogła tego ciągnąć i dać Jackowi tej satysfakcji. 
- Co mu się stało ? - Usłyszała ciche głosy, gdy zaraz potem rozległ się huk zamykanych drzwi. 
- O to właśnie chodzi. - Szepnęła sama do siebie. - Że nic mu się nie stało.